29 sierpnia 2015

Wróg u bram

Poniższy artykuł jest rozwiniętą wersją mojego wpisu, który pojawił się w serwisie Ciekawostki historyczne pod tytułem Brutalne pacyfikacje i strefa śmierci. Wojna szwedzko-rosyjska na polskiej ziemi.




Chociaż dla wielu Polaków kulminacją zajadłej rywalizacji polsko-szwedzkiej w epoce nowożytnej był równie sławetny co niszczycielski Potop, to nie jest to prawdą. But szwedzkiego żołdaka ponownie podeptał Rzeczpospolitą zaledwie pół wieku później – i to nie mniej dotkliwie. Polska i Litwa stały się bowiem wtedy główną areną wielkiego konfliktu, jakim była trzecia wojna północna, zwieńczona słynną bitwą pod Połtawą 1709 roku. 

Synowie Izraela

Geniusz wojenny króla Karola XII przekształcił
dla Szwecji Wielką Wojnę Północną z defensywnej
w ofensywną

Dla Szwecji nowy konflikt rozpoczął się szokiem – na tronie zasiadał zaledwie 17-letni Karol XII, Dania zdradziecko zajęła holsztyńskie twierdze, natomiast Rosja, Saksonia i Prusy ostrzyły sobie zęby na bałtyckie posiadłości Szwedów. Niedoceniany i bagatelizowany król Karol okazał się jednak geniuszem wojny, który powiódł swoje wojska ku wielkim zwycięstwom. Nic więc dziwnego, że szybko zaczęto przypisywać kampanii znaczenie religijne, a Szwedów ogarnęła religijna ekstaza. Sam król wierzył, że jego wojska zostały wybrane przez Boga, by zesłać krwawą zemstę na wszystkich odstępców i grzeszników. Pastor Westerman toczył słodkie przesłanie w chętne uszy zebranych na mszach polowych żołdaków, a jego kolega po fachu przepowiedział: RUSSA to odwrotnie ASSUR – i tak jak Izraelici mieli w Asyryjczykach odwiecznego wroga, tak przeznaczeniem Szwedów jest wojna z Rosją. Do Boga wojsko modliło się słowami: „wrogowie nasi muszą widzieć, że Ty, Boże, jesteś z nami i walczysz po naszej stronie”. Ten podniosły nastrój miał oczywiście swoją ciemną stronę. Biblijne przykłady bezlitosnej zemsty Izraelitów na ich wrogach legitymizowały wszelkie zbrodnie szwedzkiej armii, zaś duchowni wprost zachęcali żołnierzy do mordowania i siania pożogi w imię Wszechmogącego. Okazje ku temu były już na wyciągnięcie ręki. 

Przerażenie na Kremlu
Pierwsza krwawa ofiara, jaką wojsko szwedzkie złożyło Bogu, miała miejsce pod Fraustadt (Wschową). W okolicy tego położonego na zachodnich rubieżach Rzeczpospolitej miasteczka odbyła się 13 lutego 1706 roku bitwa między wojskami Karola XII a oddziałami sasko-rosyjskimi. Zwycięscy Szwedzi darowali łaskawie życie leżącym u ich stóp Sasom, jednak Rosjanie nie mieli tyle szczęścia. Dowodzący feldmarszałek Rehnsköld polecił swoim podkomendnym zapędzić jeńców w jedno miejsce, a następnie ich zmasakrowano. Rozstrzeliwani i kłuci bagnetami Rosjanie próbowali w panice przewracać swoje kurtki na lewą stronę, by za sprawą ich czerwonej barwy uchodzić za Sasów – jednak podstęp się nie udał. Ponad 500 ofiar tej masakry stworzyło przerażający stos ciał, wysoki na trzech mężczyzn. To była tylko zapowiedź marszu śmierci, jaki Szwedzi zamierzali podjąć w swojej ekspedycji na wschód.
Rzecz jasna, nawet władca tej rangi co Piotr Wielki był wstrząśnięty. Z Moskwy zaczęli wyjeżdżać cudzoziemcy, natomiast dwory Europy wieściły rodzącej się potędze rosyjskiej szybki kres. Podczas wojny 30-letniej mężczyźni zdolni do walki unikali za wszelką cenę poboru do wojska, natomiast teraz nawet górnicy i robotnicy zasilali „na ochotnika” szwedzką armię, która szybko osiągnęła zawrotny rozmiar 44 tysięcy żołnierzy. Na wschód ruszali masowo śmiałkowie, którzy chcieli się – mówiąc kolokwialnie – nachapać. Byli pełni nadziei, ponieważ żołd był wypłacany regularnie, nie brakowało też zapasów. To, rzecz jasna miało się wkrótce zmienić, lecz póki co car drżał przed tą siłą. Rozpaczliwe propozycje pokojowe były słane jedna po drugiej, z rozbawieniem i poczuciem wyższości zbijane przez ambitnego Karola XII. Król, który właśnie upokorzył Sasów, miał wielkie plany – chciał zdetronizować Piotra Wielkiego, a wśród kandydatów na zastąpienie go na tronie widział między innymi... Jakuba Ludwika Sobieskiego, Fanfanika! 
 
Carski ambasador Andrzej Matwiejew
posunął się do dalekich obietnic, byle
uzyskać poparcie Anglii dla Rosji
Car jednak nie rezygnował, starając się wybłagać u europejskich dworów choćby mediacje. Rosjanie jednocześnie próbowali przypodobać się Turkom, Habsburgom, Prusom i Francji, jednak wszystkich ambasadorów carskich przebił Andrzej Matwiejew. Próbując przekonać do rosyjskich racji królową Anglii Annę posunął się nawet do obiecania faworytowi, księciu Marlborough, tytułu księcia kijowskiego, włodzimierskiego lub syberyjskiego, a także pokaźnej wielkości rubin i Order św. Andrzeja. Wszystko to jednak nie zdało się na nic. 

Wróg u bram
W sierpniu 1703 roku spłonęło pierwsze miasto na polskiej ziemi, Nieszawa. Położony w pobliżu Torunia dom słynnego przywileju Kazimierza IV zawinił królowi Karolowi tym, że w okolicy dokonano napadu na szwedzki oddział. Mieszkańców powieszono. Rosjanie również rzecz jasna nie próżnowali – zatruwano studnie, palono wsie, byle tylko utrudnić przemarsz wrogowi. Rzeczpospolita stała się areną dla wyjątkowo brutalnej rozgrywki między wielkimi władcami – Karolem XII oraz carem Piotrem: a zatem między młotem a kowadłem. W Żółkwi odbyła się rada generalna z udziałem rosyjskiego hospodara, o której celu w swoim Dzienniku władca wypowiada się w ten sposób: „czy walczyć z nieprzyjacielem w Polsce, czy przy swoich granicach... Postanowiono, aby nie walczyć w Polsce, gdyż jeśli doszłoby do jakiegoś nieszczęścia, trudno by dokonać rejterady. Dlatego zdecydowano walczyć przy swoich granicach, jeśli tego potrzeba będzie wymagać; w Polsce zaś nękać nieprzyjaciela na przeprawach, szarpaniną, utrudnieniem dostaw prowiantu i furażu”. Tak zwanemu planowi żółkiewskiemu, który w praktyce zakładał uczynienie z Rzeczpospolitej pustkowia uniemożliwiającego Szwedom marsz wgłąb Rosji, przyklasnęli nawet polscy senatorowie przeciwni Leszczyńskiemu

Szwedzkiej armii daleko było do statusu wybawców
Rosjanie walczyli ogniem z ogniem – generał Szeremietiew chwalił się tysiącami uprowadzonych mężczyzn, kobiet i dzieci, a nadto koni i bydła. Wszystko, czego nie dało się poprowadzić ze sobą, palono i zabijano. Praktycznie rzecz biorąc niewolnicy rozpoczęli niebawem służbę u rosyjskich panów, lub zostali sprzedani Tatarom i Turkom. Drogi i mosty niszczono, wreszcie planowano utworzyć istną strefę śmierci – wzdłuż rosyjskiej granicy miał „powstać” obszar pozbawiony zarówno żywności, jak i ludności. Kto wie, ile z niego udałoby się zrealizować, gdyby nie szaleńczy pościg szwedzki – Rosjanie mieli czas palić tylko wsie znajdujące się bezpośrednio przy najbardziej ruchliwych drogach. Jednak ciężko mówić o Szwedach jak o wybawcach...
Karol XII powiedział wprost: jego armii ma nie brakować niczego, natomiast kraj, który ją żywi „może sobie cierpieć, ile tylko chce”. Przemocą odbierano zapasy, a nawet gdy chłopi próbowali je chować, to Szwedzi mieli swoje sposoby na odkrycie cennych skrytek. Wieśniacy byli święcie przekonani, że stoją za tym czary! 

Zamieszkujący Puszczę Zieloną i Puszczę Białą
Kurpiowie stawili najeźdźcom największy opór
i ponieśli największe straty

Wreszcie okrutna polityka wobec ludności cywilnej przyniosła swoje rezultaty – przeciw Szwedom zaczęła działać istna partyzantka. Najbardziej we znaki dali się Kurpiowie, prowadzący prawdziwą wojnę z najeźdźcą. W jednej z potyczek na Mazurach, na które Szwedzi wtargnęli zimą 1707 roku, o włos od śmierci otarł się sam król Karol! Nie zmusiło to jednak „bożych bojowników” do refleksji, a tylko wzmocniło ich determinację i doprowadziło do krwawych odwetów. Wrogowie musieli wiedzieć, że jeśli sprowokują wojsko, to nie oszczędzony zostanie nikt. Akcje pacyfikacyjne przypominały te znane nam z czasów II wojny światowej – wybijano do nogi całe wioski, łącznie z kobietami i dziećmi. W lasach mordowano – winnych czy niewinnych – wszystkich mężczyzn powyżej 15 roku życia. Torturami wydobywano od Kurpiów informacje na temat tego, gdzie ukryli jedzenie. Urywano im palce za pomocą cyngli pistoletów, zaciskano na głowie opaski aż do momentu gdy oczy wychodziły na wierzch. Chłostano dzieci, tylko po to by ich rodzice zdradzili Szwedom potrzebne im informacje. Bestialstwo armii szwedzkiej osiągnęło na Mazurach swoje apogeum. Cytowany przez Petera Englunda, autora książki „Połtawa” Nils Gyllenstierna we wspomnieniach opisał te dni słowami: „Wielu ludzi zostało zmasakrowanych, kraj został spalony i spustoszony, więc sądzę, że ci, co przeżyli, nie tak prędko zapomną Szwedów”. 

Kara
Wkrótce jednak wybrańcy, za jakich uważali się Szwedzi, zaczęli sami odczuwać trudy wojny. Trzeba bowiem wiedzieć, że bardzo długo nie tylko generałowie, ale i prości żołnierze Karola XII uważali wojnę za doskonały środek w drodze do awansu społecznego, dorobienia się, a nawet uporządkowania społeczeństwa. Gustaw Bonde miał powiedzieć: 
"w czasie minionych wojen wielu żołnierzy na coś się przydało, czegoś się nauczyło i mogło utrzymać rodzinę, zamiast siedzieć w domu i głodować."
Chociaż Szwedzi utracili pod Połtawą swoje imperium,
długo jeszcze z rozrzewnieniem wspominali dawne wojny
Ten ucywilizowany obraz wojny, akceptowanej i wręcz wielbionej utrzymywał się jeszcze przez dobry kawałek XVIII wieku – gdy wspominano rzewnie podboje i łupy szwedzkiego imperium.
Jednak w rzeczywistości daleko było wojsku do stabilizacji i uporządkowania. Co naturalne, za żołnierzami ciągnęły hordy prostytutek, ale nawet one nie wystarczały na bujne potrzeby żołdaków. Oddawano się nie tylko karanymi śmiercią związkom homoseksualnym, ale nawet zoofilii – karanej śmiercią potrójną (przez powieszenie, nadzianie na pal i ucięcie głowy). Wkrótce żołnierzom zaczął dokuczać także głód. Wyniszczona ich przemarszem i wojną Rzeczpospolita nie była w stanie dać im już niczego poza słabo wyrośniętym i kiepskiej jakości zbożem, z którego powstawał czarny jak smoła chleb. Chorzy i niedożywieni „boży bojownicy” nie marzyli już o bogatych łupach, a o porządnej strawie, jak za dobrych dni w Saksonii. Morale upadało – wielu żołnierzy nie widziało domu od lat, a niekończące się pasmo wojen wciągało ich coraz bardziej w nieprzebrany i coraz bardziej przerażający wschód. Narzekano, że trzema lekarzami w wojsku jest wódka, czosnek i wreszcie śmierć. Myśliwi stali się zwierzyną.
Kres temu wszystkiemu przyniosła wreszcie bitwa pod Połtawą. Szwedzka potęga została złamana, by już nigdy się nie odrodzić. Jej miejsce zajęła Rosja, jednak poczynania tego imperium to już inna historia...


BIBLIOGRAFIA:

  1. ENGLUND Peter, Połtawa, Wydawnictwo Finna
  2. KONSTAM Angus, Poltava 1709: Russia comes of age, 1994
  3. SERCZYK Władysław Andrzej, Połtawa 1709, 2004