22 lutego 2015

Zdrożne średniowiecze (18+)

Wpis tylko dla osób pełnoletnich! (zawsze to chciałem napisać)
Wieki średnie, z racji moich własnych zainteresowań, dosyć często goszczą czy to na blogu, czy to na profilu, który prowadzę na Facebooku. Dziś chciałbym rzucić trochę nowego światła na tę jakże ciekawą epokę i wcale nie mam na myśli odwiecznej i przegranej z góry walki mediewistów (nie chodzi o zwolenników Dymitra Miedwiediewa) z resztą świata o sformułowanie „ciemne wieki” i cały przekaz z nim związany. Chociaż za każdym razem, gdy widzę ten wykres


mam ochotę wyć do księżyca, to dzisiaj zajmiemy się czymś zupełnie innym.
Właściwie: od innej strony. Przedstawiam państwu zdrożne średniowiecze! 

Ale po kolei. Rozsiądźmy się wygodnie i pomyślmy średniowiecze. Oto kilka obrazów związanych z tym momentem:



Teraz dopiero możemy zająć się ich burzeniem.

 Fabliaux, czyli zdrożności rymowane

Fabliaux to gatunek literacki, który powstał w XIII wiecznej Francji. Najczęściej rymowane, komiczne opowiastki, o prostym i bezpośrednim przekazie. Ich tematyka skupiała się wokół życia codziennego i najlepiej znanych postaci oraz miejsc, natomiast akcja oscylowała wokół sztuczek oraz forteli. Jednak co najważniejsze: stały się one popularne dzięki wyjątkowemu nagromadzeniu wszelkich zdrożności. Wystarczy wspomnieć nazwy kilku z nich – „Berengar Długotyłki” (Berengar the Longe Arse) Guerina, „Rycerz, który sprawił, że cipa i odbyt przemówiły” (Le Chevalier Qui Fist Parler les Cons) Garina czy „Opowieść o pęcherzu księdza” (The Tale of the Priest's Bladder) Baisieux. Jeśli jesteście ciekawi ich treści, a zapewniam, że tytuły są jak najbardziej wierne ich treści (jeszcze zanim ludzie wymyślili leady) to są one dostępne za darmo w języku angielskim.

Geoffrey Chaucer
A może myślicie, że było to zjawisko marginalne i związane ze specyficzną kulturą, która stanowiła mały wyrywek ówczesnej literatury? Co powiecie zatem na postać Geoffreya Chaucera? Uważany za najważniejszego autora późnego średniowiecza i niemalże ojca literatury angielskiej, wybitny poeta, twórca przesławnych „Opowieści kanterberyjskich” również praktykował fabliaux. Gdy ustami młynarza przytacza nam opowiastkę o miłosnym trójkącie młodej żony Alicji, jej kochanka Mikołaja oraz niechcianego zalotnika Absaloma jest w stanie zaszokować czytelnika z XXI wieku:


 Alicja szybko otwiera okienko.
„Jesteś tu? – pyta. – Całuj, byle prędko,
Nim jaki sąsiad ujrzy lub podsłucha”.
Absalom usta ociera do sucha.
(Noc była czarna jak smoła lub sadza)
Niewiasta kuper przez okno wysadza.
Absalom zasię, ni mniej, ani więcej,
Ale (zanim się spostrzegł, co się święci)
Dupę jej gołą chutnie pocałował.
Nagle odskoczył, bo się pomiarkował.
Liczko niewieście wszak nie jest brodate,
A to coś było szorstkie i kosmate.
(...)
Już żar miłosny zdołał w nim wystygnąć.
Odkąd kochankę pocałował w dupę,
Cenił ją ledwie tyle, co rzeżuchę
(...)
Mikołaj wstawał, by oddać urynę,
Myślał, że arcyprzednio zażartuje,
Jeśli go tamten w dupę pocałuje.
Więc szybko okno otwiera i chyłkiem
Na zewnątrz gołym wypina się tyłkiem:
Całe pośladki do biodrowej kości.
A w tejże chwili: ,,O moja miłości –
Absalom westchnie. – Przemów słówko jedno.
Ptaszynko, gdzieś ty?” – Wtem Mikołaj pierdnął.
Jak grzmot huknęło. Ciosem tym rażony,
Kleryk w ciemności został oślepiony.
Trzymał jednakże gorące żelazo
I w środek dupy przytknął je od razu,
Aż skóra zlazła na dłoni szerokość,
Tak lemiesz dupę przypiekł mu głęboko.
Zdawało mu się, iż z bólu umiera,
I jak szalony tak gardło rozdzierał

 Pielgrzymi, co wstydu nie znali

 W średniowieczu pielgrzymki były niezwykle popularne – nie tylko ze względu na surowszą religijność, ale także ze względu na to, że wyprawa pątnicza mogła być rezultatem złamania prawa i odpowiedniej pokuty. Pielgrzymowano do Rzymu, Jerozolimy, Santiago oraz Canterbury. Rzadko była to kwestia indywidualna, bowiem choćby dla bezpieczeństwa czy wygody łączono się w większe grupy – właśnie w trakcie takiego zajścia poznajemy bohaterów „Opowieści kanterberyjskich”. Pielgrzymi posługiwali się specjalnymi znakami, mającymi informować o pobożnym celu ich wyprawy i chociaż w pierwszej chwili myślimy od razu o płaszczu, czy specjalnym kosturze, to nierzadko były to po prostu odznaki. Jeden z nich używany jest powszechnie po dziś dzień, a jest to muszla świętego Jakuba związana z ruchem pątniczym do Santiago w hiszpańskiej Galicji. Nie zawsze jednak używano do tego celu krzyżów, muszli, wyobrażeń Marii czy Chrystusa. Niech zatem odznaki pielgrzymie bezwstydników przemówią same za siebie:





Kronikarski humor


Pozwolę sobie również przytoczyć fragment wczesnośredniowiecznej kroniki Liutpranda z Cremony, który przedstawiłem jakiś czas temu na swoim profilu na Facebooku – a jak najbardziej pasujący do tematyki, dotyczący zachowania pewnej kobiety podczas wojny Tedalda, margrabiego Spoleto i Camerino z Bizantyjczykami. Tłumaczenie i przypisy własne:

Wreszcie zdarzyło się, że pojmał wielu Greków, którzy obsadzili nie pola, lecz okoliczne zamki; i gdy pozbawiał ich członków, obwieścił dowódcom, którzy ich prowadzili: "Jako, że odkryłem, iż nie ma nic cenniejszego dla waszego świętego cesarza, niż eunuchowie, pełen szacunku starać się będę, by wysłać mu tych kilku teraz, ale wyślę mu jeszcze więcej, najszybciej jak będzie to możliwe, z Bogiem przychylnym temu przedsięwzięciu". Żart, zaprawdę mądry czyn, którego dokonała wtedy pewna kobieta, zostanie włączony do tej opowieści. Albowiem gdy pewnego dnia Grecy wyruszyli poza zamek by walczyć w polu z Tedaldem, wspomnianym już wcześniej, wielu z nich zostało pojmanych. Podczas gdy czynił z nich eunuchów i wysyłał ich do zamku, pewna kobieta, rozpalona miłością do swojego męża i niemało zaniepokojona o jego członka, opuściła zamek rozwścieczona i z rozpuszczonymi włosami. Gdy szarpała swą twarz do krwi paznokciami i zawodziła donośnie przed namiotem Tedalda, ten spytał: "Dla jakiego powodu, kobieto, lamentujesz tak głośno?" Ona odpowiedziała w ten sposób (bowiem jest najwyższą mądrością udawać głupotę w odpowiednim kontekście): "Jest to nową i nieznaną zbrodnią, bohaterze, że toczysz wojnę przeciw nieuzbrojonym kobietom. Rodowód żadnej z nas nie sięga ku Amazonkom, zaprawdę, oddane wyłącznie jesteśmy zajęciom Minerwy [bogini sztuki i rzemiosła], zupełnie nie znamy broni". A wtedy Tedald powiedział do niej: "Jakiż to bohater, o zdrowym rozsądku, toczył wojnę przeciw kobietom, z wyjątkiem czasów Amazonek?" a ona odrzekła: "Jaką bardziej okrutną wojnę prowadzić można przeciw kobietom, pytam się, czyniąc im przykrość, jak próbować amputować bulwy ich mężów, w których to leży uzupełnienie ciał naszych i, co najważniejsze ze wszystkiego, w których leży nasza nadzieja na potomstwo? Bowiem pozbawiasz ich [mężów] nie tego, co należy do nich, ale tego, co jest nasze, czyniąc z nich eunuchów. Pytam Cię, czy mnogość bydła i owiec, które wziąłeś ode mnie kilka dni temu zmusiła mnie do przybycia do Twego zamku? Zaprawdę, chwalę złupienie mych zwierząt przez Ciebie, lecz wzdrygam się przed, uciekam przed i chcę uniknąć wszelkimi środkami tej konkretnej, wielkiej straty, tak okrutnej, bowiem nie do naprawienia. Najświętsi bogowie, wszyscy z was, zapobiegnijcie tak wielkiej klątwie!" Usłyszawszy te słowa, wszystkimi obecnymi wstrząsnął wielki śmiech, a łaska ludzka dla tej kobiety wzrosła tak wielce, że pozwolono jej zwrócić nie tylko nienaruszonego męża, ale również zwierzęta, które zostały jej zabrane. Gdy odeszła ze swoimi nabytkami, Tedald wysłał za nią chłopca, który spytał co powinien zabrać [Tedald] jej mężowi, gdyby doszło do tego, że znów będzie się z nim potykać. "Oto są jego oczy" odpowiedziała "jego nozdrza, ręce i stopy. Jeśli ich potrzebuje, niech Tedald pozbawi [męża] tego co jego, ale niech zostawi w spokoju to co moje, mam na myśli, jego skromnego sługę".

Marginalia, czyli lek na nudę


Zanim pojawiły się nowoczesne metody kopiowania książek, takie jak druk, zajęciem tym zajmowali się niemal wyłącznie kopiści – najczęściej mnisi, którzy mieli na to czas. Dziś ciężko jest odnieść się do tego zajęcia, chyba że spróbujemy sobie przypomnieć nudę związaną z tak zwanym „przepisywaniem książek” na lekcjach w szkole. Lub jeszcze inaczej – tworzenia notatek na niezbyt pasjonującym wykładzie. Dzięki marginaliom możemy poczuć, że niewiele w tej kwestii się zmieniło od wielu, wielu lat.
Marginalia w swojej podstawowej formie to po prostu notatki powstałe na marginesach kopiowanych lub tworzonych od podstaw dzieł. W średniowieczu często były to komentarze związane z próbami interpretacji wielkich dzieł starożytności, np. Arystotelesa. Jednak dziś mamy szeroki dostęp do także innego rodzaju marginaliów, który pojawiał się nawet przy Piśmie świętym (!), a ma więcej wspólnego z rysowanymi w uczniowskich zeszytach męskich członkach niż z naukowym komentarzem. Trzeba także przyznać, że w porównaniu z wyżej wymienionymi zeszytami, średniowieczni psotnicy mieli o wiele większą wyobraźnię i arsenał dowcipów. Poniższe ilustracje pochodzą ze świetnego profilu „Discarding Images” na Facebooku. 












Wulgaryzmy na porządku dziennym
 
Być może nadal dziwi was tytuł „Rycerz, który sprawił, że cipa i odbyt przemówiły”, podany w jednej z poprzednich sekcji. Czyżby jego autor miał pożałować takiego ujęcia sprawy gnijąc w lochu, lub odbywając surową pokutę? Nic z tych rzeczy. Otóż średniowiecze miało bardzo specyficzne podejście do sprawy wulgaryzmów, z którym ciężko nam korespondować – zmiana mentalnościowa na tym polu jest niezwykle istotna. 

Słowa takie jak cipa, odbyt, gówno, jaja, pieprzyć co najmniej do XIV wieku były traktowane jako zupełnie naturalne, niosące proste i dosłowne znaczenie. Czynności fizjologiczne jak defekacja były skazane na bycie publicznymi, co zaś tyczy się seksu – również dla niego nie było zbyt wiele prywatności. Ludzie żyli w stosunkowo ciasnych społecznościach ze względów bezpieczeństwa – mimo że wszędzie wokół było mnóstwo wolnego miejsca do zagospodarowania. Nawet bogaci w średniowieczu nie pozwalali sobie na taki luksus jak odrębne pokoje. Ze swymi potrzebami można było skryć się właściwie tylko w krzakach, a i tak nie dawało to wielkiego komfortu. Zresztą nie musiało. Nie istniało wtedy tak wielkie poczucie wstydu czy potrzeby prywatnej przestrzeni, brak barier osobistych i dosłowność królowały w relacjach międzyludzkich. Większość z was chyba wie, że by udowodnić skonsumowanie małżeństwa trzeba było mieć przy łożu, w którym właśnie dochodziło do „akcji”, odpowiednich świadków. Niewierność małżeńską również bardzo łatwo dało się udowodnić, relacje sądowe co rusz przytaczają zeznania świadków, że ten i tamten widział, gdy oskarżony uprawiał seks. Właściwie dopiero renesans przypisał wulgarnym (czyli po prostu pospolitym) słowom na tyle silną tabuizację cielesności, że dziś kulturalny człowiek prędzej spłonie rumieńcem, niż wypowie któreś z nich bez skrępowania. Wyżej wymienione słowa pojawiały się nie tylko w codziennej mowie, ale i traktatach medycznych, a nawet… wczesnych tłumaczeniach Pisma świętego. 

Biblia Wycliffe’a, będąca jednym z pierwszych przekładów na język angielski, jest doskonałym na to przykładem: „The Lord will smite you with the boils of Egypt [on] the part of the body by which turds are shat out” (Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 28, werset 27). Na próżno szukać analogii w Biblii Tysiąclecia (wspominającej wyłącznie o hemoroidach), dlatego sięgniemy do o wiele autentyczniejszej wersji – Biblii Jakuba Wujka z XVI wieku. „Niechaj cię zarazi Pan wrzodem Egipskim, i część ciała, przez którą plugastwa wychodzą, krostami i świerzbem”. Więcej przykładów? „The Lord … smote [the people of] Azothe [Ashdod] and its coasts in the more private/secret part of the arses” (1 Księga Samuela, rozdział 5, werset 6), wersja Wujka: “Lecz ręka Pańska obciążyła się nad Azotczykami i gubił je: i zaraził na tajemnem miejscu zadnice Azota i granice jego” (B. Tysiąclecia wspomina wyłącznie o guzach). Te wczesne tłumaczenia jak najbardziej odpowiadają łacińskiemu przekazowi, w obu przypadkach nie znają jeszcze tabu ciała, nazywając rzeczy po imieniu, prosto, dosadnie i dosłownie. Na tyle, że średniowieczny mnich anglosaski Aldred po wezwaniu z Ewangelii św. Mateusza (rozdział 5, werset 27), by nie cudzołożyć dodaje własną adnotację: „Geherde ge forðon acueden is to ðæm aldum ne gesynnge ðu [vel] ne serð ðu oðres mones wif” – nie będziesz pieprzył cudzej żony (słówko sard było bezpośrednim poprzednikiem słowa fuck, które pojawiło się dopiero w XV wieku). 

Co więcej owe dosłowności otaczały ludzi zewsząd. Nie będę podawać tutaj wymuszonych tłumaczeń, zwłaszcza że zestawienia używane przez ludzi średniowiecza były dosyć proste. Wczesna nazwa na czaplę – shiterow, pissabed na mniszek lekarski, open-arse tree na niesplik, pisse-mires na mrówki. W Londynie i Oxfordzie istniały ulice o nazwie Gropecuntelane (siedliska prostytutek), popularne były także Shitwell Way czy Pissing Alley. Wyobraźmy sobie życie w takiej przestrzeni i używanie tych nazw – idąc nad piknik czy kierując turystę pod szukany przez niego adres. Co więcej, jak można się domyślić, wiemy o tych nazwach choćby dlatego, że były one normalnie wpisywane do rejestrów i aktów prawnych – choćby testamentów czy darowizn. W tym wypadku mamy również do czynienia z niepospolitymi dla nas nazwiskami - Randulfus Bla de Scitebroc (Randall Shitboast), Thomas Turd, Gunoka Cuntles, Bele Wydecunthe, Godwin Clawcuncte, Robert Clevecunt. Jak to przewrotnie postawiła sprawę autorka mojego głównego źródła z tej sekcji, Melissa Mohr – skoro przodkowie Taylorów zajmowali się tkactwem, a Millerów przetwarzaniem zboża, cóż robili rodzice Godwina czy Roberta?


Bezwstydne średniowiecze?


Czy to oznacza, że ludzie średniowiecza nie znali w ogóle wstydu?
Znali, ale w zupełnie innej formie. Gdy zestawimy ją z dzisiejszymi normami otrzymamy prawdziwy świat na opak. Bowiem w tym samym czasie, gdy my gorszymy się cipami i odbytami, człowiek średniowiecza zbladłby i przeżegnał się na nasze, wykrzyknięte w złości sformułowanie „na rany boskie!”

Średniowiecze wierzyło w magię słowa. Wypowiedziane, odpowiednie słowa były nierozłącznie związane z fizycznymi fenomenami. Gwarantem stabilności i pokoju były przysięgi, te, które w dzisiejszych czasach spłycamy do rycerskiego rytuału wasalnego. Prawidłowo złożona przysięga miała w sobie wielką moc i przyczyniała się do uporządkowania świata. Do dziś mamy pamiątki po tym w języku, którym choćby chcielibyśmy opisać wyżej wspomniane zdrożności: przekleństwa, bluźnierstwa. Przekleństwo to przysięga złożona w złej wierze (obalająca porządek) lub po prostu klątwa, natomiast bluźnierstwo to znieważanie imienia pańskiego (choćby „O Boże!”, „Jezu Chryste!”).  Nadużywanie ich powodować miało osłabienie ich mocy, a także było ciężkim grzechem – wypaczonym sakramentem (np. przywoływanie części ciała boskiego przez osobę nieuprawnioną, poza rytuałem, a często w sytuacji gorszącej). Dlatego też posiadamy kolejną pamiątkę po osobach walczących usilnie z tego typu obscenicznością – sympatycznie brzmiące „na rany koguta!”. Podstawienie tutaj innej istoty miało zneutralizować bluźnierstwo. Zresztą, jest to temat na osobną notkę!

Wróćmy na sam koniec, zatem, do meritum naszej sprawy. Co jeśli chcieliśmy kogoś obrazić w tym szalonym średniowieczu? Nie nazwiemy go niczym cielesnym, bo tego nie zrozumie. Więc jak? Najprościej zarzucić mu niemoralność – wyzywać od złodziei, prostytutek, łatwodajek, oszustów. Można było też kogoś publicznie upokorzyć, zbesztać lub fałszywie oskarżyć. Z czasem wystąpiło też zjawisko identyfikowania zawodu z określoną pulą cech, rzekomo charakterystyczną dla niego. W ten sposób choćby w języku angielskim z chłopa pańszczyźnianego (villein) powstał łotr i łajdak (villain).
Następnym razem, gdy pomyślicie o średniowieczu, zastanówcie się też nad jego zdrożnością – ci ludzie nie byli wcale aż tak inni od nas ;-)

Źródła
  • Biblia Jakuba Wujka
  • Hellman, Robert & Richard O'Gorman, "Fabliaux: Ribald Tales from the Old French"   
  • Melissa Mohr, "Holy sh*t, a brief history of swearing"
  • Paolo Squatriti, "The Complete Works of Luidprand of Cremona"
  • The Geoffrey Chaucer Page

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz