Wpis tylko dla osób pełnoletnich! (zawsze to chciałem napisać)
Wieki
średnie, z racji moich własnych zainteresowań, dosyć często goszczą czy to na
blogu, czy to na profilu, który prowadzę na Facebooku. Dziś chciałbym rzucić
trochę nowego światła na tę jakże ciekawą epokę i wcale nie mam na myśli
odwiecznej i przegranej z góry walki mediewistów (nie chodzi o zwolenników
Dymitra Miedwiediewa) z resztą świata o sformułowanie „ciemne wieki” i cały
przekaz z nim związany. Chociaż za każdym razem, gdy widzę ten
wykres
mam ochotę wyć do księżyca, to dzisiaj zajmiemy się czymś zupełnie
innym.
Właściwie: od innej strony. Przedstawiam państwu zdrożne
średniowiecze!
Ale po kolei. Rozsiądźmy się wygodnie i pomyślmy średniowiecze. Oto kilka obrazów
związanych z tym momentem:
Teraz
dopiero możemy zająć się ich burzeniem.
Fabliaux,
czyli zdrożności rymowane
Fabliaux to gatunek literacki, który powstał w XIII wiecznej
Francji. Najczęściej rymowane, komiczne opowiastki, o prostym i bezpośrednim
przekazie. Ich tematyka skupiała się wokół życia codziennego i najlepiej
znanych postaci oraz miejsc, natomiast akcja oscylowała wokół sztuczek oraz
forteli. Jednak co najważniejsze: stały się one popularne dzięki wyjątkowemu
nagromadzeniu wszelkich zdrożności. Wystarczy wspomnieć nazwy kilku z nich – „Berengar
Długotyłki” (Berengar the Longe Arse) Guerina, „Rycerz, który sprawił, że cipa
i odbyt przemówiły” (Le Chevalier Qui Fist Parler les Cons) Garina czy „Opowieść
o pęcherzu księdza” (The Tale of the Priest's Bladder) Baisieux. Jeśli
jesteście ciekawi ich treści, a zapewniam, że tytuły są jak najbardziej wierne
ich treści (jeszcze zanim ludzie wymyślili leady)
to są one dostępne za darmo w języku angielskim.
Geoffrey Chaucer |
A może myślicie, że było to zjawisko marginalne i związane
ze specyficzną kulturą, która stanowiła mały wyrywek ówczesnej literatury? Co
powiecie zatem na postać Geoffreya Chaucera? Uważany za najważniejszego autora
późnego średniowiecza i niemalże ojca literatury angielskiej, wybitny poeta,
twórca przesławnych „Opowieści kanterberyjskich” również praktykował fabliaux.
Gdy ustami młynarza przytacza nam opowiastkę o miłosnym trójkącie młodej żony
Alicji, jej kochanka Mikołaja oraz niechcianego zalotnika Absaloma jest w
stanie zaszokować czytelnika z XXI wieku:
Alicja szybko otwiera okienko.„Jesteś tu? – pyta. – Całuj, byle prędko,Nim jaki sąsiad ujrzy lub podsłucha”.Absalom usta ociera do sucha.(Noc była czarna jak smoła lub sadza)Niewiasta kuper przez okno wysadza.Absalom zasię, ni mniej, ani więcej,Ale (zanim się spostrzegł, co się święci)Dupę jej gołą chutnie pocałował.Nagle odskoczył, bo się pomiarkował.Liczko niewieście wszak nie jest brodate,A to coś było szorstkie i kosmate.(...)Już żar miłosny zdołał w nim wystygnąć.Odkąd kochankę pocałował w dupę,Cenił ją ledwie tyle, co rzeżuchę(...)Mikołaj wstawał, by oddać urynę,Myślał, że arcyprzednio zażartuje,Jeśli go tamten w dupę pocałuje.Więc szybko okno otwiera i chyłkiemNa zewnątrz gołym wypina się tyłkiem:Całe pośladki do biodrowej kości.A w tejże chwili: ,,O moja miłości –Absalom westchnie. – Przemów słówko jedno.Ptaszynko, gdzieś ty?” – Wtem Mikołaj pierdnął.Jak grzmot huknęło. Ciosem tym rażony,Kleryk w ciemności został oślepiony.Trzymał jednakże gorące żelazoI w środek dupy przytknął je od razu,Aż skóra zlazła na dłoni szerokość,Tak lemiesz dupę przypiekł mu głęboko.Zdawało mu się, iż z bólu umiera,I jak szalony tak gardło rozdzierał
Pielgrzymi,
co wstydu nie znali
W średniowieczu pielgrzymki były niezwykle popularne – nie tylko
ze względu na surowszą religijność, ale także ze względu na to, że wyprawa pątnicza
mogła być rezultatem złamania prawa i odpowiedniej pokuty. Pielgrzymowano do
Rzymu, Jerozolimy, Santiago oraz Canterbury. Rzadko była to kwestia
indywidualna, bowiem choćby dla bezpieczeństwa czy wygody łączono się w większe
grupy – właśnie w trakcie takiego zajścia poznajemy bohaterów „Opowieści
kanterberyjskich”. Pielgrzymi posługiwali się specjalnymi znakami, mającymi
informować o pobożnym celu ich wyprawy i chociaż w pierwszej chwili myślimy od
razu o płaszczu, czy specjalnym kosturze, to nierzadko były to po prostu
odznaki. Jeden z nich używany jest powszechnie po dziś dzień, a jest to muszla
świętego Jakuba związana z ruchem pątniczym do Santiago w hiszpańskiej Galicji.
Nie zawsze jednak używano do tego celu krzyżów, muszli, wyobrażeń Marii czy
Chrystusa. Niech zatem odznaki pielgrzymie bezwstydników przemówią same za
siebie:
Kronikarski
humor
Pozwolę sobie również przytoczyć fragment
wczesnośredniowiecznej kroniki Liutpranda z Cremony, który przedstawiłem jakiś
czas temu na swoim profilu na Facebooku – a jak najbardziej pasujący do
tematyki, dotyczący zachowania pewnej kobiety podczas wojny Tedalda,
margrabiego Spoleto i Camerino z Bizantyjczykami. Tłumaczenie i przypisy własne:
Wreszcie zdarzyło się, że pojmał wielu Greków, którzy obsadzili nie pola, lecz okoliczne zamki; i gdy pozbawiał ich członków, obwieścił dowódcom, którzy ich prowadzili: "Jako, że odkryłem, iż nie ma nic cenniejszego dla waszego świętego cesarza, niż eunuchowie, pełen szacunku starać się będę, by wysłać mu tych kilku teraz, ale wyślę mu jeszcze więcej, najszybciej jak będzie to możliwe, z Bogiem przychylnym temu przedsięwzięciu". Żart, zaprawdę mądry czyn, którego dokonała wtedy pewna kobieta, zostanie włączony do tej opowieści. Albowiem gdy pewnego dnia Grecy wyruszyli poza zamek by walczyć w polu z Tedaldem, wspomnianym już wcześniej, wielu z nich zostało pojmanych. Podczas gdy czynił z nich eunuchów i wysyłał ich do zamku, pewna kobieta, rozpalona miłością do swojego męża i niemało zaniepokojona o jego członka, opuściła zamek rozwścieczona i z rozpuszczonymi włosami. Gdy szarpała swą twarz do krwi paznokciami i zawodziła donośnie przed namiotem Tedalda, ten spytał: "Dla jakiego powodu, kobieto, lamentujesz tak głośno?" Ona odpowiedziała w ten sposób (bowiem jest najwyższą mądrością udawać głupotę w odpowiednim kontekście): "Jest to nową i nieznaną zbrodnią, bohaterze, że toczysz wojnę przeciw nieuzbrojonym kobietom. Rodowód żadnej z nas nie sięga ku Amazonkom, zaprawdę, oddane wyłącznie jesteśmy zajęciom Minerwy [bogini sztuki i rzemiosła], zupełnie nie znamy broni". A wtedy Tedald powiedział do niej: "Jakiż to bohater, o zdrowym rozsądku, toczył wojnę przeciw kobietom, z wyjątkiem czasów Amazonek?" a ona odrzekła: "Jaką bardziej okrutną wojnę prowadzić można przeciw kobietom, pytam się, czyniąc im przykrość, jak próbować amputować bulwy ich mężów, w których to leży uzupełnienie ciał naszych i, co najważniejsze ze wszystkiego, w których leży nasza nadzieja na potomstwo? Bowiem pozbawiasz ich [mężów] nie tego, co należy do nich, ale tego, co jest nasze, czyniąc z nich eunuchów. Pytam Cię, czy mnogość bydła i owiec, które wziąłeś ode mnie kilka dni temu zmusiła mnie do przybycia do Twego zamku? Zaprawdę, chwalę złupienie mych zwierząt przez Ciebie, lecz wzdrygam się przed, uciekam przed i chcę uniknąć wszelkimi środkami tej konkretnej, wielkiej straty, tak okrutnej, bowiem nie do naprawienia. Najświętsi bogowie, wszyscy z was, zapobiegnijcie tak wielkiej klątwie!" Usłyszawszy te słowa, wszystkimi obecnymi wstrząsnął wielki śmiech, a łaska ludzka dla tej kobiety wzrosła tak wielce, że pozwolono jej zwrócić nie tylko nienaruszonego męża, ale również zwierzęta, które zostały jej zabrane. Gdy odeszła ze swoimi nabytkami, Tedald wysłał za nią chłopca, który spytał co powinien zabrać [Tedald] jej mężowi, gdyby doszło do tego, że znów będzie się z nim potykać. "Oto są jego oczy" odpowiedziała "jego nozdrza, ręce i stopy. Jeśli ich potrzebuje, niech Tedald pozbawi [męża] tego co jego, ale niech zostawi w spokoju to co moje, mam na myśli, jego skromnego sługę".
Marginalia,
czyli lek na nudę
Zanim pojawiły się nowoczesne metody kopiowania książek,
takie jak druk, zajęciem tym zajmowali się niemal wyłącznie kopiści –
najczęściej mnisi, którzy mieli na to czas. Dziś ciężko jest odnieść się do
tego zajęcia, chyba że spróbujemy sobie przypomnieć nudę związaną z tak zwanym
„przepisywaniem książek” na lekcjach w szkole. Lub jeszcze inaczej – tworzenia notatek
na niezbyt pasjonującym wykładzie. Dzięki marginaliom możemy poczuć, że
niewiele w tej kwestii się zmieniło od wielu, wielu lat.
Marginalia w swojej
podstawowej formie to po prostu notatki powstałe na marginesach kopiowanych lub
tworzonych od podstaw dzieł. W średniowieczu często były to komentarze związane
z próbami interpretacji wielkich dzieł starożytności, np. Arystotelesa. Jednak
dziś mamy szeroki dostęp do także innego rodzaju marginaliów, który pojawiał
się nawet przy Piśmie świętym (!), a ma więcej wspólnego z rysowanymi w
uczniowskich zeszytach męskich członkach niż z naukowym komentarzem. Trzeba
także przyznać, że w porównaniu z wyżej wymienionymi zeszytami, średniowieczni
psotnicy mieli o wiele większą wyobraźnię i arsenał dowcipów. Poniższe
ilustracje pochodzą ze świetnego profilu „Discarding Images” na Facebooku.
Wulgaryzmy
na porządku dziennym
Być może nadal dziwi was tytuł „Rycerz, który sprawił, że
cipa i odbyt przemówiły”, podany w jednej z poprzednich sekcji. Czyżby jego
autor miał pożałować takiego ujęcia sprawy gnijąc w lochu, lub odbywając surową
pokutę? Nic z tych rzeczy. Otóż średniowiecze miało bardzo specyficzne
podejście do sprawy wulgaryzmów, z którym ciężko nam korespondować – zmiana mentalnościowa
na tym polu jest niezwykle istotna.
Słowa takie jak cipa, odbyt, gówno, jaja, pieprzyć co
najmniej do XIV wieku były traktowane jako zupełnie naturalne, niosące proste i
dosłowne znaczenie. Czynności fizjologiczne jak defekacja były skazane na bycie
publicznymi, co zaś tyczy się seksu – również dla niego nie było zbyt wiele
prywatności. Ludzie żyli w stosunkowo ciasnych społecznościach ze względów
bezpieczeństwa – mimo że wszędzie wokół było mnóstwo wolnego miejsca do
zagospodarowania. Nawet bogaci w średniowieczu nie pozwalali sobie na taki
luksus jak odrębne pokoje. Ze swymi potrzebami można było skryć się właściwie
tylko w krzakach, a i tak nie dawało to wielkiego komfortu. Zresztą nie
musiało. Nie istniało wtedy tak wielkie poczucie wstydu czy potrzeby prywatnej
przestrzeni, brak barier osobistych i dosłowność królowały w relacjach międzyludzkich. Większość z was chyba wie, że by udowodnić skonsumowanie
małżeństwa trzeba było mieć przy łożu, w którym właśnie dochodziło do „akcji”,
odpowiednich świadków. Niewierność małżeńską również bardzo łatwo dało się
udowodnić, relacje sądowe co rusz przytaczają zeznania świadków, że ten i tamten widział, gdy oskarżony uprawiał
seks. Właściwie dopiero renesans przypisał wulgarnym (czyli po prostu pospolitym) słowom na tyle silną
tabuizację cielesności, że dziś kulturalny człowiek prędzej spłonie rumieńcem,
niż wypowie któreś z nich bez skrępowania. Wyżej wymienione słowa pojawiały się
nie tylko w codziennej mowie, ale i traktatach medycznych, a nawet… wczesnych
tłumaczeniach Pisma świętego.
Biblia Wycliffe’a, będąca jednym z pierwszych przekładów na
język angielski, jest doskonałym na to przykładem: „The Lord will smite you with
the boils of Egypt [on] the part of the body by which turds are shat out”
(Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 28, werset 27). Na próżno szukać analogii
w Biblii Tysiąclecia (wspominającej wyłącznie o hemoroidach), dlatego sięgniemy
do o wiele autentyczniejszej wersji – Biblii Jakuba Wujka z XVI wieku. „Niechaj
cię zarazi Pan wrzodem Egipskim, i część ciała, przez którą plugastwa wychodzą,
krostami i świerzbem”. Więcej
przykładów? „The Lord … smote [the people of] Azothe [Ashdod] and its
coasts in the more private/secret part of the arses” (1 Księga Samuela,
rozdział 5, werset 6), wersja Wujka: “Lecz ręka Pańska obciążyła się nad
Azotczykami i gubił je: i zaraził na tajemnem miejscu zadnice Azota i granice
jego” (B. Tysiąclecia wspomina wyłącznie o guzach). Te wczesne tłumaczenia jak
najbardziej odpowiadają łacińskiemu przekazowi, w obu przypadkach nie znają
jeszcze tabu ciała, nazywając rzeczy po imieniu, prosto, dosadnie i dosłownie. Na
tyle, że średniowieczny mnich anglosaski Aldred po wezwaniu z Ewangelii św.
Mateusza (rozdział 5, werset 27), by nie cudzołożyć dodaje własną adnotację: „Geherde
ge forðon acueden is to ðæm aldum ne gesynnge ðu [vel] ne serð ðu oðres
mones wif” – nie będziesz pieprzył cudzej żony (słówko sard było bezpośrednim poprzednikiem słowa fuck, które pojawiło się dopiero w XV wieku).
Co więcej owe dosłowności otaczały ludzi zewsząd. Nie będę
podawać tutaj wymuszonych tłumaczeń, zwłaszcza że zestawienia używane przez
ludzi średniowiecza były dosyć proste. Wczesna nazwa na czaplę – shiterow, pissabed na mniszek lekarski, open-arse
tree na niesplik, pisse-mires na
mrówki. W Londynie i Oxfordzie istniały ulice o nazwie Gropecuntelane (siedliska prostytutek), popularne były także Shitwell Way czy Pissing Alley. Wyobraźmy sobie życie w takiej przestrzeni i
używanie tych nazw – idąc nad piknik czy kierując turystę pod szukany przez
niego adres. Co więcej, jak można się domyślić, wiemy o tych nazwach choćby dlatego,
że były one normalnie wpisywane do rejestrów i aktów prawnych – choćby testamentów
czy darowizn. W tym wypadku mamy również do czynienia z niepospolitymi dla nas nazwiskami
- Randulfus Bla de Scitebroc (Randall Shitboast), Thomas Turd, Gunoka Cuntles, Bele
Wydecunthe, Godwin Clawcuncte, Robert Clevecunt. Jak to przewrotnie postawiła
sprawę autorka mojego głównego źródła z tej sekcji, Melissa Mohr – skoro przodkowie
Taylorów zajmowali się tkactwem, a Millerów przetwarzaniem zboża, cóż robili
rodzice Godwina czy Roberta?
Bezwstydne
średniowiecze?
Czy to oznacza, że ludzie średniowiecza nie znali w ogóle
wstydu?
Znali, ale w zupełnie innej formie. Gdy zestawimy ją z
dzisiejszymi normami otrzymamy prawdziwy świat na opak. Bowiem w tym samym
czasie, gdy my gorszymy się cipami i odbytami, człowiek średniowiecza zbladłby
i przeżegnał się na nasze, wykrzyknięte w złości sformułowanie „na rany boskie!”
Średniowiecze wierzyło w magię słowa. Wypowiedziane,
odpowiednie słowa były nierozłącznie związane z fizycznymi fenomenami. Gwarantem
stabilności i pokoju były przysięgi, te, które w dzisiejszych czasach spłycamy
do rycerskiego rytuału wasalnego. Prawidłowo złożona przysięga miała w sobie
wielką moc i przyczyniała się do uporządkowania świata. Do dziś mamy pamiątki
po tym w języku, którym choćby chcielibyśmy opisać wyżej wspomniane zdrożności:
przekleństwa, bluźnierstwa. Przekleństwo to przysięga złożona w złej wierze
(obalająca porządek) lub po prostu klątwa, natomiast bluźnierstwo to znieważanie
imienia pańskiego (choćby „O Boże!”, „Jezu Chryste!”). Nadużywanie ich powodować miało osłabienie ich
mocy, a także było ciężkim grzechem – wypaczonym sakramentem (np. przywoływanie
części ciała boskiego przez osobę nieuprawnioną, poza rytuałem, a często w
sytuacji gorszącej). Dlatego też posiadamy kolejną pamiątkę po osobach
walczących usilnie z tego typu obscenicznością – sympatycznie brzmiące „na rany
koguta!”. Podstawienie tutaj innej istoty miało zneutralizować bluźnierstwo. Zresztą,
jest to temat na osobną notkę!
Wróćmy na sam koniec, zatem, do meritum naszej sprawy. Co
jeśli chcieliśmy kogoś obrazić w tym szalonym średniowieczu? Nie nazwiemy go
niczym cielesnym, bo tego nie zrozumie. Więc jak? Najprościej zarzucić mu
niemoralność – wyzywać od złodziei, prostytutek, łatwodajek, oszustów. Można
było też kogoś publicznie upokorzyć, zbesztać lub fałszywie oskarżyć. Z czasem
wystąpiło też zjawisko identyfikowania zawodu z określoną pulą cech, rzekomo
charakterystyczną dla niego. W ten sposób choćby w języku angielskim z chłopa
pańszczyźnianego (villein) powstał
łotr i łajdak (villain).
Następnym razem, gdy pomyślicie o średniowieczu, zastanówcie
się też nad jego zdrożnością – ci ludzie nie byli wcale aż tak inni od nas ;-)
Źródła
- Biblia Jakuba Wujka
- Hellman, Robert & Richard O'Gorman, "Fabliaux: Ribald Tales from the Old French"
- Melissa Mohr, "Holy sh*t, a brief history of swearing"
- Paolo Squatriti, "The Complete Works of Luidprand of Cremona"
- The Geoffrey Chaucer Page
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz