7 listopada 2015

"Na ruinach barbarzyńskiego rządu" nowy ład Europy

Koniec XVIII wieku przyniósł kres i ruinę nie tylko Rzeczpospolitej, ale również takim państwom jak Krym czy Gruzja. Do ich grona dołączyć miało dołączyć także jeszcze jedno niegdysiejsze mocarstwo, jakim było Imperium Osmańskie. Gruntowne zmiany na Starym Kontynencie szykowały się na wiele lat przed Napoleonem i jego nowym ładem. Wszystko za sprawą tercetu imperatorowej Rosji Katarzyny II, księcia Taurydy Grigorija Potiomkina oraz świętego cesarza rzymskiego Józefa II. 

Filhelleński geniusz

Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin
(1739-1791)
Z tej trójki, mimo że najniższy rangą, najambitniejszym i najbardziej energicznym okazał się książę książąt, Potiomkin. Urodził się w pomniejszej, oficerskiej rodzinie z okolic Smoleńska, a karierę zawdzięczał przede wszystkim poparciu Katarzyny II w konfrontacji z jej mężem, cesarzem Piotrem III. Jego pułk jako jeden z pierwszych wystąpił po stronie przyszłej imperatorowej. Za sprawą idealnego połączenia urody, charakteru i pomysłowości szybko zagościł w jej sypialni. Jako faworyt rozumiał jednak, że jeśli ma mieć aktywny wpływ na politykę rosyjską, potrzebuje ku temu trwalszych podstaw niźli tylko ulotny romans - budował swoją pozycję na tyle umiejętnie, że pozostał przyjacielem i powiernikiem Katarzyny nawet po spodziewanym końcu ich intymnych relacji. O tyle, że nie przeszkadzało mu nawet dobieranie jej kolejnych kochanków.

Potiomkin, wykorzystując imperialne cele Rosji, starał się pomnożyć swoje wpływy i bogactwo, przy jednoczesnym wzmacnianiu państwa. Szybko zwrócił swoją uwagę na południowe rubieże, które tylko w jego umyśle mogły okazać się potencjalnym rajem. Co prawda car Piotr Wielki zamyślał w równym stopniu o daniu Rosji dostępu do Morza Czarnego, co do Morza Bałtyckiego, zdołał w trakcie swego panowania dać jej tylko jedno. Dla koterii i faworytów przetaczających się przez petersburski dwór południe było zupełnie nieatrakcyjne - o wiele bardziej popularna była idea sojuszu pruskiego (północnego) i parcie w innych kierunkach. 

Trzeci Rzym - Moskwa
Katarzyna II dała mandat zaufania swojemu faworytowi. Potiomkin, posiadając solidne wykształcenie znał dobrze prawosławną teologię oraz grekę, a nadto czerpał z bardzo bogatej tradycji by przekonać swoją cesarzową. Już w XV wieku wielcy książęta moskiewscy podnieśli bizantyjskie dziedzictwo za sprawą związku Iwana III oraz księżniczki Zoe Paleologiny oraz ukuli teorię trzeciego Rzymu. Pierwszym było Wieczne Miasto, drugim Konstantynopol, trzecim zaś Moskwa. Czwartego miało już nie być. 

Grigorij Potiomkin był prawdziwym filhellenem. Posiadał pokaźną grecką bibliotekę, kazał sobie czytać dzieła klasyków - od Tacyta po Plutarcha. Służący faworyta Zachar Konstantinow, był z pochodzenia Grekiem, tak jak przyjaciel księcia, mnich Eugenios Voulgaris oraz opiekunka wielkiego księcia Konstantego Helena. Klasyczne wykształcenie i obcowanie z greckim dziedzictwem Rusi rozpalało wyobraźnię Potiomkina, a Katarzynie podobał się nie tylko propagandowy i teoretyczny wydźwięk tych idei, ale również i idący za nimi pragmatyzm. XVIII-wieczni naśladowcy antyku pragnęli nie tylko poznawać starożytność, ale również ją odwzorowywać i odbudowywać. 

"Na ruinach barbarzyńskiego rządu"
Jednak żadna potęga nie powstanie, póki nie ukruszy lub wręcz zmiażdży innej. 

Alegoria zwycięstwa Katarzyny II w wojnie
V wojnie rosyjsko-tureckiej (1764-74)
Ofiarą Rosji w umyśle Potiomkina, a także w planach imperatorowej, było Imperium Osmańskie. Niegdysiejsze mocarstwo staczało się w dekadencję i było wewnętrznie osłabione. Od czasów klęski pod murami Wiednia w 1683 również nieustannie się kurczyło - zasięg władzy Padyszachów został ograniczony wpierw pokojem w Karłowicach (1699) a następnie w Belgradzie (1739). Zrywem, który miał przywrócić równowagę sił była wojna 1768-1774 wypowiedziana przez sułtana Mustafę III. Władca ten dobrze rozumiał rozgrywające się w tym czasie w Rzeczpospolitej wydarzenia i postanowił poprzeć konfederację barską przeciw rosyjskim wpływom i Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. Powołując się na traktat prucki z 1711 roku zamierzał doprowadzić do wyrzucenia z Polski i Litwy wojsk rosyjskich i uczynienia z tego kraju sojusznika Ottomanów i Tatarów - jak za czasów Stanisława Leszczyńskiego i króla Karola XII. W tej wojnie silny był nie tylko motyw polski, ale również i rywalizacja brytyjsko-francuska: Wielka Brytania poparła w konflikcie Rosję, natomiast Francja konfederatów i Turków - oczywiście nieoficjalnie. 

Zwycięska dla Rosjan bitwa morska pod Czesmą nie zmieniła
losu powstania Orłowa na lądzie
Działania wojenne nie szły jednak po myśli Mustafy. Na domiar złego doszło do wewnętrznych niepokojów - i to nie byle jakich. 
Na przełomie 1769 i 1770 roku w Morei (Peloponezie) wybuchło greckie powstanie. Już w 1762 oficer artylerii w rosyjskim wojsku, Giorgos Papazolis głosił konieczność buntu swoich rodaków przeciw Osmanom, oczywiście w kooperatywie z Rosjanami. Cztery lata później, wykorzystując przepustkę, udał się wpierw do Wenecji, a następnie do Grecji by przekonywać, że cesarstwo bizantyjskie może zostać odbudowane. Jego praca dała efekty gdy na Morzu Śródziemnym pojawiła się eskadra bałtycka Aleksieja Orłowa, który już w 1769 został mianowany dowódcą wszystkich rosyjskich sił wspierających rebelię. Jako pierwsi za broń chwycili Manioci, mieszkańcy trudno dostępnego półwyspu Mani na Peloponezie, którzy przez wieki bronili swojej odrębności i niezależności przed kolejnymi próbami podporządkowania Wysokiej Porcie. W marcu zdobyto Mistrę i ustanowiono rząd Antoniosa Psarosa, a do powstania dołączył Korynt, Patras i Trypolis - wybuchło także osobne powstanie na Krecie. W kwietniu Aleksiej Orłow zwrócił się z prośbą o wsparcie buntu wszystkich prawosławnych Greków, jednak niepowodzenia w oblężeniu Koroni i Methoni, a także przybycie na Peloponez licznych oddziałów albańskich najemników wystawionych przez osmański rząd spowodowało serię klęsk i rzezi Greków. Nawet rosyjski tryumf w morskiej bitwie pod Czesmą w lipcu 1770 roku, największej porażki tureckiej floty od czasów Lepanto, nie był w stanie zmienić losów powstania. Aleksiej Orłow zmuszony był podnieść kotwicę i opuścić powstańców, zabierając na bezpieczne okręty zaledwie garstkę. Albańscy najemnicy rozpoczęli swój terror. Twierdząc, że nie byli odpowiednio opłacani, rozpoczęli na Peloponezie własne, krwawe rządy. 20 tysięcy Greków poszło w niewolę, dalsze 50 tysięcy uciekło na wyspy jońskie, do Włoch oraz do Rosji. Chaos trwał 9 lat i spustoszył półwysep, zaś Greków nauczył nie obdarzać już nigdy takim zaufaniem Rosjan. W następnym zrywie, który dał im już niepodległość, zwrócili się w stronę Francji i Wielkiej Brytanii. 

Cesje po zawartym pokoju w Kuczuk Kajnardży - na czerwono obszary wcielone
do Rosji, na żółto "niepodległy" Chanat krymski
Upokorzone i pokonane Imperium Osmańskie zmuszone zostało do podpisania 21 lipca 1774 roku pokoju w Kuczuk Kajnardży (okolice Silistry, Bułgaria). Wysoka Porta zrzekła się w nim kontroli nad Krymem, Jedysanem, kaukaską Kabardą, twierdzami Kercz i Jenikale. Przed większymi cesjami Turków obroniła... cesarzowa Maria Teresa Habsburg, która przeciwna była dalszemu osłabieniu Imperium, a przede wszystkim - wzmacnianiu Rosji. W zamian za mediacje Austriacy otrzymali Bukowinę.

Wielki plan

sułtan Abdulhamid (1725-1789)
Rosja już na tym etapie mogłaby zaspokoić swój głód dostępu do morza Czarnego - dzięki Azowowi, Kerczowi i Jedysanowi (nadmorskiej części Dzikich Pól). Potiomkin nie zamierzał jednak na tym poprzestawać. Porażka Ottomanów podkreśliła ich słabość, jednak dopiero śmierć zdolnego Mustafy III i objęcie tronu przez jego brata, Abdulhamida, przebywającego przez 43 lata w kafesie (luksusowym więzieniu unieszkodliwiającym konkurentów do tronu) rozochociło księcia książąt. Nowy sułtan był pacyfistą o łagodnym usposobieniu, wspominał także, że gdyby miał zostać giaurem zdecydowałby się na rzymską komunię - ponieważ najlepsze wina pochodzą z południa Europy. Agenci Potiomkina pracujący w Konstantynopolu donosili, że Imperium przypomina "starzejącą się piękność, która nie zdaje sobie sprawy, że jej czas przeminął". Było to preludium do ochrzczenia Porty mianem, już w XIX wieku, "chorego człowieka Europy".

Potiomkin z całą mocą zajął się sprawami południowymi. Już w 1775 roku doprowadził do nominacji swojego przyjaciela, Voulgarisa na arcybiskupa Chersonia i Sławiańska - nieistniejących jeszcze miast. Jednak miały wkrótce powstać i stać się łącznikiem z niemal mitycznymi miejscami narodzin ruskiego prawosławia. 27 kwietnia 1779 roku Maria Fiodorowna (Zofia Dorota Wirtemberska) powiła syna,
drugiego wnuka imperatorowej. Katarzyna II i Potiomkin zdecydowali się nadać mu prawdziwie symboliczne imię - Konstanty. To właśnie w tamtym czasie wielki Projekt Grecki, mieszanina potiomkinowskiej wyobraźni, rosyjskiego pragmatyzmu, a nadto klasycyzmu i legend zaczął przybierać konkretniejsze kształty. Stało się jasne, że przeznaczeniem Rosji jest położyć trupem Imperium Osmańskie, a na jego ruinach ustanowić odnowione Cesarstwo Bizantyjskie - zaś na jego tronie właśnie wielkiego księcia Konstantego. Rosyjski infant otrzymał wspomnianą już grecką niańkę, Helenę, a także wypełniony greką program nauczania. Książę książąt bardzo tego pilnował, pisał do Katarzyny:
Chciałbym przypomnieć Ci o zmianie lekcji Aleksandra i Konstantego - iż w nauce języków grecki powinien być głównym, jako podstawa innych (...). Wspomniałaś o czytaniu ewangelii po łacinie, jednak grecki byłby stosowniejszy, jako język oryginału.
Ostatecznie przeznaczeniem wielkiego księcia Konstantego
(1779-1831) było namiestnictwo w Królestwie Polskim
Imperatorowa z chęcią przystała na takie rozwiązanie. Mimo, że była zafascynowana Planem Greckim, to wiedziała że w pojedynkę nie zdoła wprowadzić tak wielkich zmian na mapie Europy. Koncepcja współpracy północnej upadła od czasów odtrącenia Panina i marginalizacji wpływów carewicza Pawła, a Prusom było prędzej stanąć u boku Szwecji i Turków przeciw Rosji, niż po jej stronie. Wielka Brytania i Francja były co prawda zajęte wciąż zmaganiami wojennymi, których kulminacją miał być pokój wersalski i powstanie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, ale wojna już dogasała i te imperia mogłyby wtrącić się w próby poszerzania rosyjskiej strefy wpływów. Jedyną potęgą, której było z Rosją po drodze, mogła być Austria. 29 listopada 1780 roku usunięta została ostatnia przeszkoda w zawarciu tego sojuszu - tego dnia zmarła cesarzowa Maria Teresa, a tron po niej objął Józef II, który od wielu lat próbował namówić matkę na wojnę z Wysoką Portą. Zawsze odpowiadała mu w tym samym tonie:
Nawet jeśli potęga Austrii rozciągnie się do samych murów Konstantynopola, nie zyskamy niczego poza niebezpiecznymi, opuszczonymi terenami zamieszkiwanymi przez niegodnych zaufania Greków; biorąc pod uwagę wszystkie czynniki nie powiększyłoby to sił Monarchii, lecz wyczerpało ją.
Józef II (1741-1790) był lepszym partnerem
do rozmów dla Rosjan niż jego matka
Rządząca Rosją para natychmiast zabrała się do pracy. Plan zdecydowano się przedstawić Józefowi w 1782 roku. Chciano przywrócić "starożytną grecką monarchię na ruinach (...) barbarzyńskiego rządu, który władał tu dotychczas, dla młodszego z moich wnuków, wielkiego księcia Konstantego", a nadto ustanowić niepodległe królestwo Dacji, nazwane tak na pamiątkę rzymskiej prowincji, złożone z dotychczas podległych Ottomanom hospodarstw Mołdawii i Wołoszczyzny. "Niezależne państwo z trzech monarchii (...) pod panowaniem religii chrześcijańskiej (...) i osoby lojalnej, na której dwa cesarskie dwory mogą się opierać". Szybko stało się jasne, że królem Dacji miałby zostać nie kto inny, a Potiomkin. Wpisywałoby się to w jego plany posiadania stosownego zabezpieczenia na wypadek śmierci imperatorowej i spodziewanej marginalizacji na petersburskim dworze. Józef był równie zaskoczony pazernością Rosjan, co ogromem samego projektu. Oczywiste było, że również nie chciał zostać z pustymi rękoma. Jego odpowiedź z 13 listopada dorównała oryginałowi w wielkości zmian, które miałyby zajść w regionie. Austria miała zyskać Małą Wołoszczyznę, aż po rzekę Alutę, nadto ziemie na prawym brzegu Dunaju od Belgradu po Nikopolis, Widyń i Orszowę i wszystkie posiadłości za linią poprowadzoną od Belgradu po ujście rzeki Drin - czyli Bośnię, Hercegowinę i wybrzeże Adriatyku. Cesarz powoływał się na historyczne prawa królów Węgier do zwierzchności nad tymi ziemiami, tak jak Rosjanie czerpali z tradycji bizantyjskiej. Co ciekawe, nie wszystkie te posiadłości miałyby przypaść Habsburgom kosztem Osmanów - Dalmacja i Istria znajdowały się w rękach Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Weneckiej. Józefowi to nie przeszkadzało - w jego opinii Wenecjanie zdobyli je oszustwem i podstępem, a w zamian proponował im reparacje w postaci Morei, Krety, Cypru oraz innych wysp greckich. Negocjacje w tym punkcie stały się trudne, ponieważ - dzieląc skórę na niedźwiedziu - Rosjanie pragnęli zachować jedność terytorialną mającej powstać Grecji. O szczegółach miał ostatecznie zadecydować przebieg planowanej wojny, ale Józef dodał jeszcze, że nie wyobraża sobie wprowadzenia planu w życie bez udziału Francji. W zamian za jej życzliwość sojusznicy zamyślali oddać w jej ręce Egipt. 

Nowy sen - po trupach Krymu i Gruzji

Szachin Girej (1745-1787)
ostatni Chan krymski
Zanim jeszcze rzucono się po główną nagrodę, faworyt Katarzyny II zaczął łapczywie spoglądać na Chanat Krymski, który pokój w Kuczuk Kajnardży pozbawił protektora w postaci sułtanów osmańskich. Na papierze niezależny, w praktyce pod silnymi wpływami rosyjskimi, miał teraz znaleźć się pod jeszcze większą kontrolą Rosjan. Od 1777 na tron Chana został wyniesiony Szachin Girej, rosyjska marionetka. Studiujący w młodości w Wenecji odebrał zachodnie wykształcenie i nie przypominał w niczym swoich przodków, chanów wojujących i organizujących przerażające rejzy. Za jego milczącym przyzwoleniem Rosjanie wyprowadzili z Krymu całą ludność chrześcijańską, realizując postulat by Chanat stał się całkowicie tatarski i muzułmański. W praktyce jednak świadomie zrujnowali gospodarkę krymską. Chrześcijanie (a także Żydzi) od wieków trudnili się rzemiosłem i handlem, a bez nich pola te całkowicie zamarły. Potomkowie krymskich Gotów, Greków, Karaimów, Genueńczyków, Ormian i Gruzinów zasiedlili budowane w wielkim pośpiechu miasta Nowej Rosji, czyli ziem nadczarnomorskich anektowanych uprzednio przez Rosję. Obalenie Szachina Gireja w 1782 dało Potiomkinowi upragniony pretekst do interwencji. Działał błyskawicznie, wiedział bowiem, że ma mało czasu - interwencja obcych mocarstw na Krymie równałaby się katastrofie Rosji. Aneksja została przeprowadzona praktycznie bezkrwawo - Tatarzy krymscy oraz Nogaje masowo składali homagium Katarzynie II reprezentowanej przez jej faworyta. Tryumfujący Grigorij Potiomkin został księciem Taurydy (tak jak półwysep krymski zaczęto określać Chersonezem Taurydzkim, na pamiątkę starożytności). 

Oddział Amazonek wita imperatorową Katarzynę (1787)
w krymskiej Bakaławie
Taurydzki książę zapragnął teraz, by Krym - "brodawka na nosie Katarzyny", stała się rajem na ziemi, nie tylko symbolem, ale i bastionem strzegącym rosyjskich wpływów w tej części świata. Bez wątpienia był wizjonerem i dostrzegał wielki potencjał bogatego, lecz opustoszałego półwyspu. Pragnął go zaludnić, stawiać nowe miasta, wspaniałe pałace, szkoły i kościoły - wszystko na wzór klasycznej Grecji. Najwięcej jego uwagi zajmowało powstawanie Chersonia, wspomnianego już "miejsca narodzin rosyjskiego prawosławia", fascynowała go także mityczna świątynia Ifigenii, córki Agamemnona. W tym też czasie rozdawał przywileje handlowe, korzystając z praw Rosji do żeglugi przez Bosfor, uzyskanej na mocy pokoju z Osmanami. Pod tą banderą zresztą mogli pływać nawet Grecy, jako ludność prawosławna znajdująca się pod protekcją imperatorowej. Był to w tym czasie znany już dobrze klucz do osłabienia wewnętrznego wroga. Pokrzywdzeni przez Potiomkina inwestorzy i nieprzychylni mu obserwatorzy właśnie wtedy zbudowali mit o "wsiach potiomkinowskich" - makietach i przekupionych tłumach mających symbolizować pozorny rozwój Krymu. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że niezależnie od opinii o księciu Taurydy, należy mu przyznać, że żył swoją pracą i misją i realizował ją niezwykle sumiennie. Nie tak intensywnie, acz wypełniając powierzoną mu wcześniej misję, pracował również arcybiskup Voulgaris. Mimo, że nie stał się "Hezjodem, Strabonem i Chryzostomem" księcia książąt, nie napisał monumentalnej historii Krymu od zarania dziejów i nie odkrył więzi łączącej starożytnych Greków i Scytów z Rosjanami, to prowadził greckie gimnazjum i przetłumaczył "Georgiki" Wergiliusza dedykując dzieło Potiomkinowi - "największemu i najwybitniejszemu księciu filhelleńskiemu". Chwalił także jego Nowe Ateny nad Dnieprem, a utwór skwitował słowami: 
Tu na nowo wznosi się Grecja dawna; Na Ciebie, sławny książę, niech zwycięstwa spłyną!
Pochwała ta godna była co najmniej imperatora, nie zaś zwykłego faworyta. Prawda jest taka, że Grigorij Potiomkin nie był tylko wykonawcą woli Katarzyny. Imperatorowa rozumiała, że jeśli skutecznie chce rządzić nowo podbitymi ziemiami na południu, nie zdoła robić tego osobiście. Na jej głowie wciąż znajdowało się wiele innych ważnych spraw Rosji - pilnowanie Szwecji, sprawy polskie, panowanie nad dworem i niepokornym synem Pawłem. Dlatego zgodziła się powierzyć, bezprecedensowo, tak wielką władzę w rękach tego pochodzącego z drobnej, oficerskiej rodziny, ambitnego i zdolnego karierowicza. Pod swoją bezpośrednią komendą miał wiele oddziałów nieregularnych, a zwłaszcza Kozaków, których państwowość tak bezwzględnie i skutecznie rozbił. Jako wielki admirał zawiadywał także powstającą Flotą Czarnomorską, nadto posiadał własny dwór. Starano się u niego o audiencje, a przybycie oznajmiały salwy armatnie i wiwaty ludności. Stał się człowiekiem potężnym, a jednocześnie potęga ta nie uderzyła mu do głowy i pozostał lojalny względem Rosji i Katarzyny. 

Herakliusz II (1720-1798) był przedostatnim
carem Gruzji (Kartlii i Kachetii)
Sławie rodowi Potiomkinów dodał jeszcze kuzyn Grigorija, Paweł. W Gieorgijewsku w 1783 roku podpisał z carem Kartlii i Kachetii Herakliuszem II traktat lenny. Ten jeden z ostatnich panujących Bagratydów oddawał swoje dominia w opiekę Katarzyny, bez jednego wystrzału. W skomplikowanej grze toczącej się od wieków na Kaukazie między Wysoką Portą a Persją postawił na nowego gracza w regionie (za sprawą uzyskanej na Turkach Kabardy) - właśnie Rosję. Atrakcyjności tej opcji dodawała z całą pewnością wspólnie dzielona, prawosławna wiara. Posiadłości rosyjskie nad Morzem Czarnym cały czas rosły, a książę Taurydy aż kipiał z entuzjazmu:
Pani Mateczko, moja Matko karmicielko, sprawa z Gruzją również doprowadzona do końca. Czy jakaś inna władczyni tak rozświetliła swe czasy jak Ty? Ale to nie tylko błyskotliwość. Włączyłaś ziemie, na które spoglądali Aleksander i Pompejusz, pod berło Rosji, a Chersonez Taurydzki - źródło naszego chrześcijaństwa, tym samym naszego humanizmu - już jest w rękach jego córki . Jest w tym coś mistycznego. Zniszczyłaś tatarską ordę - tyrankę Rusi w dawnych czasach i jej niszczycielkę obecnie. Dzisiejsza nowa granica obiecuje pokój Rosji, zazdrość Europy i strach dla ottomańskiej Porty. Podpisz więc aneksję, niesplamioną krwią, i rozkaż swym dziejopisom, by przygotowali mnóstwo atramentu i mnóstwo papieru.
Do Planu Greckiego z wielkim animuszem włączony został teraz Kaukaz. Potiomkin poprosił o zgodę na dalsze parcie w stronę Morza Kaspijskiego - jego kolejnego niespełnionego snu. Pragnął stworzyć dwa kolejne, niepodległe (a w praktyce zależne od Rosji) państwa - Armenię oraz dzisiejszy Azerbejdżan (wtedy nie wspominany pod żadną konkretną nazwą). Na jego tronie, co udowadnia tylko giętkość i pomysłowość księcia, miałby zasiąść zdetronizowany wcześniej na Krymie Szachin Girej!

Rzeczywistość

Dacja, a właściwie Rumunia powstała dopiero
w połowie XIX wieku. Na obrazie alegoria
zjednoczenia hospodarstw Mołdawii i Wołoszczyzny
Chociaż Potiomkina lubiła ponosić wyobraźnia, to jednak nie tracił z oczu rzeczywistości. Gdy w 1785 roku rozmawiał z francuskim ambasadorem Ludwikiem Filipem hrabią Segur, zaufanym carycy Katarzyny, stwierdził, że Plan Grecki to "nic". Jednocześnie jednak zasugerował, że jeśli cztery europejskie potęgi zdecydowały się na wygnanie Turków do Azji, zdołałyby to spokojnie osiągnąć - wyzwalając Grecję, Archipelag i Egipt. Na pewno chętnie uzyskałby również zabezpieczenie w postaci własnego, udzielnego lenna - takim jaka mogłaby być Dacja, lub nawet okrojona Rzeczpospolita. 

Potiomkin poczynił w tym drugim kierunku nawet pewne przygotowania, uzyskując w 1775 roku polski indygenat, a w 1787 odkupując od księcia Ksawerego Lubomirskiego za dwadzieścia milionów złotych dobra smilańskie, a rok później zostając Polakiem z krwi i kości poprzez uroczyste homagium względem króla. Pisał nawet do Stanisława Augusta Poniatowskiego, że na jego cześć jedną z wsi w swych dobrach nazwie Nowym Stanisławowem, król nasz zaś ripostował, że powinien raczej nazwać ją na pamiątkę swego, sławnego imienia. Jednocześnie nie przeszkadzało to księciu Taurydy wydać swoją siostrzenicę, Aleksandrę de domo Engelhardt (córkę siostry Grigorija, Heleny) za zagorzałego przeciwnika króla, hetmana Franciszka Ksawerego Branickiego - przyszłego współtwórcę konfederacji targowickiej. 

Aleksandra Branicka (Engelhardt)
uważana była przez wielu za córkę Katarzyny
- z pewnością była tak traktowana
Aleksandra traktowana była przez imperatorową jak członkini rodziny carskiej, ciesząc się przywilejami i bogactwem. Plotka głosiła, że Katarzyna powiła zamiast Pawła córeczkę - właśnie Aleksandrę, ale podmieniono ją na chłopca Kałmuczki by dać Rosji następcę tronu. Sama imperatorowa nie zbijała tych plotek, będąc zainteresowana podkopywaniem pozycji niepokornego syna. Pani Branicka w 1791 publicznie stwierdziła, że widziałaby w Potiomkinie następcę polskiego i litewskiego tronu, zaś ten zrewanżował się mówiąc, że prędzej do tej roli nadawałyby się jej dzieci. Wśród nich znajdował się przyszły generał rosyjski i ulubieniec Katarzyny, Władysław Grzegorz Branicki, a także sekretna kochanka Puszkina Elżbieta Branicka. Poprzez Branickich Rosjanie mogli łatwo kierować swoimi wpływami w Rzeczpospolitej. Nie znaczy to, że Stanisław August Poniatowski wcale się nie starał o względy Potiomkina (o Katarzynie II nie wspominając).

Poniatowski pragnął związać Polskę sojuszem z Rosją, a jakże inaczej to zrobić niż wyrażając szczerą chęć we wspomożeniu realizacji planów sąsiada względem Imperium Osmańskiego? Król pisał do swojego zaufanego, chorążego nadwornego koronnego Antoniego Augustyna Deboli na jesieni 1786 (na krótko przed kolejną wojną rosyjsko-turecką):
Za tym wszytkim nie podobna nie zamyślić się jeżeli naszą Polskę w coś także wprowadzić nie zechcą i jeżeli jakieś niespodziewane propozycyje nie czekają na mnie w Kijowie, czyli osobistego asystowania do wzięcia Oczakowa, czyli też może i czynniejszego jakiego z naszej strony działania? Czyli też na koniec jedynie moja tam bytność dla tego tylko jest żądaną, aby zapisać w historyi można jeszcze jednego króla więcej, który oczami swemi oglą­dać pojechał i uwielbiać ogromność Katarzyny II.
Gdyby Sobieski wiedział, że gromi przyszłych
sojuszników polskiej sprawy...
Tym sposobem Rzeczpospolita mogłaby wziąć aktywny udział w realizacji Planu Greckiego, gdyby nie zdystansowana postawa Katarzyny. Ciężko oceniać potencjalne skutki takiej koncepcji. Może jednak lepiej się stało? Jan III Sobieski nie wykazał się polityczną intuicją ruszając z odsieczą Austriakom, gromiąc Turków - którzy w XVIII wieku okazali się wielkimi sprzymierzeńcami polskiej sprawy. Wspominany był już udział Mustafy III we wsparciu konfederacji barskiej, warto jeszcze dodać, że Imperium nigdy nie zaakceptowało faktu rozbiorów Rzeczpospolitej. 

Z Polakami czy bez - wojna wybuchła w 1787 roku i to ponownie z inicjatywy Ottomanów. Sułtana sprowokowano spotkaniem rosyjsko-austriackim na świeżo podbitym Krymie. Turków poparła Wielka Brytania oraz Francja, uwolnione chwilowo od wzajemnej rywalizacji pokojem wersalskim. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami sojuszniczymi na pomoc Rosji przyszli Austriacy, działania wojenne toczyły się zatem na dwóch frontach. Zimą 1789 roku Rosjanie pod osobistą komendą księcia Grigorija Potiomkina oblegli Oczaków, jednak faworyt Katarzyny nie wierzył w zwycięstwo i popadł w depresję, tak wypowiadając się o zatopieniu Floty Czarnomorskiej:
Flota Czarnomorska rozbita przez burzę. Jej resztki schroniły się w Sewastopolu, ale to wszystko małe i można nawet powiedzieć, niepotrzebne okręty. Liniowe i wielkie fregaty przepadły. To nie Turcy nas pokonali, lecz – Bóg.
Zdobycie i rzeź Oczakowa doprowadziły sułtana
Abdulhamida do grobu
Mimo wszystko udało mu się zdobyć Oczaków, w którym dopuszczono się potwornej rzezi mieszkańców. Potiomkin jednak już wtedy nie domagał, chorował bowiem na cholerę. Zmarł na stepie, otoczony przez najbliższych i rodzinę. Wojna zakończyła się rok później, w 1792 podpisano pokój w Jassach. Rosja i Austria nie zrealizowały swoich wielkich planów, albowiem były gorzej przygotowane do wojny i tylko geniusz Suworowa uchronił ich od całkowitej porażki. Pokój potwierdził jednak zdobycze rosyjskie na Krymie i Kaukazie, a nadto zwolnił znaczne siły, które teraz mogły zająć się już bez przeszkód interwencją w Rzeczpospolitej, ogarniętej ferworem zmian Konstytucji 3 maja. Chociaż zatem z mapy Europy nie zniknął jej chory człowiek vel podstarzała panna, to Rosja rozszerzyła skutecznie swoje panowanie w innych jej rejonach.

Bibliografia

  1. BRONZA Boro, The Habsburg Monarchy and the Projects for Division of the Ottoman Balkans, 1771-1788, [w:] Empires and Peninsulas: Southeastern Europe Between Carlowitz and the Peace of Adrianople, 1699-1829, Berlin 2010, 51-62 
  2.  Fire and Ice: the Orlov Revolt, https://wordscene.wordpress.com/2013/11/14/fire-and-ice-the-orlov-revolt/ [dostęp 07.11.2015] 
  3. MONTEFIORE Simon, Potiomkin. Książę Książąt, Magnum 2006
  4. OCHOCKI Jan Duklan, Pamiętniki Jana Duklana Ochockiego, t. 1, Biblioteka Dzieł Wyborowych, http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=88963 [dostęp 07.11.2015]
  5. ZIELIŃSKA Zofia, Listy Stanisława Augusta z podróży do Kaniowa 1787, [w:] Kwartalnik Historyczny Rocznik CX, 2003


29 sierpnia 2015

Wróg u bram

Poniższy artykuł jest rozwiniętą wersją mojego wpisu, który pojawił się w serwisie Ciekawostki historyczne pod tytułem Brutalne pacyfikacje i strefa śmierci. Wojna szwedzko-rosyjska na polskiej ziemi.




Chociaż dla wielu Polaków kulminacją zajadłej rywalizacji polsko-szwedzkiej w epoce nowożytnej był równie sławetny co niszczycielski Potop, to nie jest to prawdą. But szwedzkiego żołdaka ponownie podeptał Rzeczpospolitą zaledwie pół wieku później – i to nie mniej dotkliwie. Polska i Litwa stały się bowiem wtedy główną areną wielkiego konfliktu, jakim była trzecia wojna północna, zwieńczona słynną bitwą pod Połtawą 1709 roku. 

Synowie Izraela

Geniusz wojenny króla Karola XII przekształcił
dla Szwecji Wielką Wojnę Północną z defensywnej
w ofensywną

Dla Szwecji nowy konflikt rozpoczął się szokiem – na tronie zasiadał zaledwie 17-letni Karol XII, Dania zdradziecko zajęła holsztyńskie twierdze, natomiast Rosja, Saksonia i Prusy ostrzyły sobie zęby na bałtyckie posiadłości Szwedów. Niedoceniany i bagatelizowany król Karol okazał się jednak geniuszem wojny, który powiódł swoje wojska ku wielkim zwycięstwom. Nic więc dziwnego, że szybko zaczęto przypisywać kampanii znaczenie religijne, a Szwedów ogarnęła religijna ekstaza. Sam król wierzył, że jego wojska zostały wybrane przez Boga, by zesłać krwawą zemstę na wszystkich odstępców i grzeszników. Pastor Westerman toczył słodkie przesłanie w chętne uszy zebranych na mszach polowych żołdaków, a jego kolega po fachu przepowiedział: RUSSA to odwrotnie ASSUR – i tak jak Izraelici mieli w Asyryjczykach odwiecznego wroga, tak przeznaczeniem Szwedów jest wojna z Rosją. Do Boga wojsko modliło się słowami: „wrogowie nasi muszą widzieć, że Ty, Boże, jesteś z nami i walczysz po naszej stronie”. Ten podniosły nastrój miał oczywiście swoją ciemną stronę. Biblijne przykłady bezlitosnej zemsty Izraelitów na ich wrogach legitymizowały wszelkie zbrodnie szwedzkiej armii, zaś duchowni wprost zachęcali żołnierzy do mordowania i siania pożogi w imię Wszechmogącego. Okazje ku temu były już na wyciągnięcie ręki. 

Przerażenie na Kremlu
Pierwsza krwawa ofiara, jaką wojsko szwedzkie złożyło Bogu, miała miejsce pod Fraustadt (Wschową). W okolicy tego położonego na zachodnich rubieżach Rzeczpospolitej miasteczka odbyła się 13 lutego 1706 roku bitwa między wojskami Karola XII a oddziałami sasko-rosyjskimi. Zwycięscy Szwedzi darowali łaskawie życie leżącym u ich stóp Sasom, jednak Rosjanie nie mieli tyle szczęścia. Dowodzący feldmarszałek Rehnsköld polecił swoim podkomendnym zapędzić jeńców w jedno miejsce, a następnie ich zmasakrowano. Rozstrzeliwani i kłuci bagnetami Rosjanie próbowali w panice przewracać swoje kurtki na lewą stronę, by za sprawą ich czerwonej barwy uchodzić za Sasów – jednak podstęp się nie udał. Ponad 500 ofiar tej masakry stworzyło przerażający stos ciał, wysoki na trzech mężczyzn. To była tylko zapowiedź marszu śmierci, jaki Szwedzi zamierzali podjąć w swojej ekspedycji na wschód.
Rzecz jasna, nawet władca tej rangi co Piotr Wielki był wstrząśnięty. Z Moskwy zaczęli wyjeżdżać cudzoziemcy, natomiast dwory Europy wieściły rodzącej się potędze rosyjskiej szybki kres. Podczas wojny 30-letniej mężczyźni zdolni do walki unikali za wszelką cenę poboru do wojska, natomiast teraz nawet górnicy i robotnicy zasilali „na ochotnika” szwedzką armię, która szybko osiągnęła zawrotny rozmiar 44 tysięcy żołnierzy. Na wschód ruszali masowo śmiałkowie, którzy chcieli się – mówiąc kolokwialnie – nachapać. Byli pełni nadziei, ponieważ żołd był wypłacany regularnie, nie brakowało też zapasów. To, rzecz jasna miało się wkrótce zmienić, lecz póki co car drżał przed tą siłą. Rozpaczliwe propozycje pokojowe były słane jedna po drugiej, z rozbawieniem i poczuciem wyższości zbijane przez ambitnego Karola XII. Król, który właśnie upokorzył Sasów, miał wielkie plany – chciał zdetronizować Piotra Wielkiego, a wśród kandydatów na zastąpienie go na tronie widział między innymi... Jakuba Ludwika Sobieskiego, Fanfanika! 
 
Carski ambasador Andrzej Matwiejew
posunął się do dalekich obietnic, byle
uzyskać poparcie Anglii dla Rosji
Car jednak nie rezygnował, starając się wybłagać u europejskich dworów choćby mediacje. Rosjanie jednocześnie próbowali przypodobać się Turkom, Habsburgom, Prusom i Francji, jednak wszystkich ambasadorów carskich przebił Andrzej Matwiejew. Próbując przekonać do rosyjskich racji królową Anglii Annę posunął się nawet do obiecania faworytowi, księciu Marlborough, tytułu księcia kijowskiego, włodzimierskiego lub syberyjskiego, a także pokaźnej wielkości rubin i Order św. Andrzeja. Wszystko to jednak nie zdało się na nic. 

Wróg u bram
W sierpniu 1703 roku spłonęło pierwsze miasto na polskiej ziemi, Nieszawa. Położony w pobliżu Torunia dom słynnego przywileju Kazimierza IV zawinił królowi Karolowi tym, że w okolicy dokonano napadu na szwedzki oddział. Mieszkańców powieszono. Rosjanie również rzecz jasna nie próżnowali – zatruwano studnie, palono wsie, byle tylko utrudnić przemarsz wrogowi. Rzeczpospolita stała się areną dla wyjątkowo brutalnej rozgrywki między wielkimi władcami – Karolem XII oraz carem Piotrem: a zatem między młotem a kowadłem. W Żółkwi odbyła się rada generalna z udziałem rosyjskiego hospodara, o której celu w swoim Dzienniku władca wypowiada się w ten sposób: „czy walczyć z nieprzyjacielem w Polsce, czy przy swoich granicach... Postanowiono, aby nie walczyć w Polsce, gdyż jeśli doszłoby do jakiegoś nieszczęścia, trudno by dokonać rejterady. Dlatego zdecydowano walczyć przy swoich granicach, jeśli tego potrzeba będzie wymagać; w Polsce zaś nękać nieprzyjaciela na przeprawach, szarpaniną, utrudnieniem dostaw prowiantu i furażu”. Tak zwanemu planowi żółkiewskiemu, który w praktyce zakładał uczynienie z Rzeczpospolitej pustkowia uniemożliwiającego Szwedom marsz wgłąb Rosji, przyklasnęli nawet polscy senatorowie przeciwni Leszczyńskiemu

Szwedzkiej armii daleko było do statusu wybawców
Rosjanie walczyli ogniem z ogniem – generał Szeremietiew chwalił się tysiącami uprowadzonych mężczyzn, kobiet i dzieci, a nadto koni i bydła. Wszystko, czego nie dało się poprowadzić ze sobą, palono i zabijano. Praktycznie rzecz biorąc niewolnicy rozpoczęli niebawem służbę u rosyjskich panów, lub zostali sprzedani Tatarom i Turkom. Drogi i mosty niszczono, wreszcie planowano utworzyć istną strefę śmierci – wzdłuż rosyjskiej granicy miał „powstać” obszar pozbawiony zarówno żywności, jak i ludności. Kto wie, ile z niego udałoby się zrealizować, gdyby nie szaleńczy pościg szwedzki – Rosjanie mieli czas palić tylko wsie znajdujące się bezpośrednio przy najbardziej ruchliwych drogach. Jednak ciężko mówić o Szwedach jak o wybawcach...
Karol XII powiedział wprost: jego armii ma nie brakować niczego, natomiast kraj, który ją żywi „może sobie cierpieć, ile tylko chce”. Przemocą odbierano zapasy, a nawet gdy chłopi próbowali je chować, to Szwedzi mieli swoje sposoby na odkrycie cennych skrytek. Wieśniacy byli święcie przekonani, że stoją za tym czary! 

Zamieszkujący Puszczę Zieloną i Puszczę Białą
Kurpiowie stawili najeźdźcom największy opór
i ponieśli największe straty

Wreszcie okrutna polityka wobec ludności cywilnej przyniosła swoje rezultaty – przeciw Szwedom zaczęła działać istna partyzantka. Najbardziej we znaki dali się Kurpiowie, prowadzący prawdziwą wojnę z najeźdźcą. W jednej z potyczek na Mazurach, na które Szwedzi wtargnęli zimą 1707 roku, o włos od śmierci otarł się sam król Karol! Nie zmusiło to jednak „bożych bojowników” do refleksji, a tylko wzmocniło ich determinację i doprowadziło do krwawych odwetów. Wrogowie musieli wiedzieć, że jeśli sprowokują wojsko, to nie oszczędzony zostanie nikt. Akcje pacyfikacyjne przypominały te znane nam z czasów II wojny światowej – wybijano do nogi całe wioski, łącznie z kobietami i dziećmi. W lasach mordowano – winnych czy niewinnych – wszystkich mężczyzn powyżej 15 roku życia. Torturami wydobywano od Kurpiów informacje na temat tego, gdzie ukryli jedzenie. Urywano im palce za pomocą cyngli pistoletów, zaciskano na głowie opaski aż do momentu gdy oczy wychodziły na wierzch. Chłostano dzieci, tylko po to by ich rodzice zdradzili Szwedom potrzebne im informacje. Bestialstwo armii szwedzkiej osiągnęło na Mazurach swoje apogeum. Cytowany przez Petera Englunda, autora książki „Połtawa” Nils Gyllenstierna we wspomnieniach opisał te dni słowami: „Wielu ludzi zostało zmasakrowanych, kraj został spalony i spustoszony, więc sądzę, że ci, co przeżyli, nie tak prędko zapomną Szwedów”. 

Kara
Wkrótce jednak wybrańcy, za jakich uważali się Szwedzi, zaczęli sami odczuwać trudy wojny. Trzeba bowiem wiedzieć, że bardzo długo nie tylko generałowie, ale i prości żołnierze Karola XII uważali wojnę za doskonały środek w drodze do awansu społecznego, dorobienia się, a nawet uporządkowania społeczeństwa. Gustaw Bonde miał powiedzieć: 
"w czasie minionych wojen wielu żołnierzy na coś się przydało, czegoś się nauczyło i mogło utrzymać rodzinę, zamiast siedzieć w domu i głodować."
Chociaż Szwedzi utracili pod Połtawą swoje imperium,
długo jeszcze z rozrzewnieniem wspominali dawne wojny
Ten ucywilizowany obraz wojny, akceptowanej i wręcz wielbionej utrzymywał się jeszcze przez dobry kawałek XVIII wieku – gdy wspominano rzewnie podboje i łupy szwedzkiego imperium.
Jednak w rzeczywistości daleko było wojsku do stabilizacji i uporządkowania. Co naturalne, za żołnierzami ciągnęły hordy prostytutek, ale nawet one nie wystarczały na bujne potrzeby żołdaków. Oddawano się nie tylko karanymi śmiercią związkom homoseksualnym, ale nawet zoofilii – karanej śmiercią potrójną (przez powieszenie, nadzianie na pal i ucięcie głowy). Wkrótce żołnierzom zaczął dokuczać także głód. Wyniszczona ich przemarszem i wojną Rzeczpospolita nie była w stanie dać im już niczego poza słabo wyrośniętym i kiepskiej jakości zbożem, z którego powstawał czarny jak smoła chleb. Chorzy i niedożywieni „boży bojownicy” nie marzyli już o bogatych łupach, a o porządnej strawie, jak za dobrych dni w Saksonii. Morale upadało – wielu żołnierzy nie widziało domu od lat, a niekończące się pasmo wojen wciągało ich coraz bardziej w nieprzebrany i coraz bardziej przerażający wschód. Narzekano, że trzema lekarzami w wojsku jest wódka, czosnek i wreszcie śmierć. Myśliwi stali się zwierzyną.
Kres temu wszystkiemu przyniosła wreszcie bitwa pod Połtawą. Szwedzka potęga została złamana, by już nigdy się nie odrodzić. Jej miejsce zajęła Rosja, jednak poczynania tego imperium to już inna historia...


BIBLIOGRAFIA:

  1. ENGLUND Peter, Połtawa, Wydawnictwo Finna
  2. KONSTAM Angus, Poltava 1709: Russia comes of age, 1994
  3. SERCZYK Władysław Andrzej, Połtawa 1709, 2004 

28 kwietnia 2015

Długi króla Stasia



Posiadanie długów dla większości monarchów było zwykłą codziennością i czymś, do czego należało szybko nawyknąć. Prowadzenie skutecznej polityki, wystawienie odpowiednio dużej armii czy choćby kupowanie sobie stronników potężnie zadłużało królewską kiesę - o czym dotkliwie przekonali się między innymi francuscy Burboni czy hiszpańscy Habsburgowie. Prawdziwie jednak patologicznym przypadkiem na liście królewskich dłużników był ostatni elekcyjny król Polski, Stanisław August Poniatowski. Dłużnik przez całe swoje życie – od burzliwej młodości aż po swe ostatnie dni.

Charles Hanbury Williams (ur. 1708, zm. 1759),
wielki zwolennik i protektor Poniatowskiego,
względem którego miał dwuznaczne zamiary
Przyszły król rozpoczął niezdrowy związek ze światem finansjery już w czasie swojego tournée – mimo, że rodzina zagwarantowała mu niemałe sumy na podróż po zachodzie Europy, to szybko znalazł się w paryskim więzieniu – właśnie za długi. Jedynie powiązania Familii Czartoryskich sprawiły, ze odzyskał wolność. Późniejsze brylowanie Poniatowskiego na salonach w ślad za swoim możnym protektorem Charlesem Hanburym Williamsem oraz liczne romanse również nie wpływały dobrze na finanse Stanisława Augusta. Wreszcie przyszła ambitna polityka (przede wszystkim kulturalna) nowego króla Polski, a z nią kolejne koszty. Poniatowski zdawał się nie przejmować faktem, że nie posiada odpowiednich przychodów by zaspokoić swoje marzenia i potrzeby. Zawsze w końcu mógł przyjąć prezenty od zagranicznych dygnitarzy reprezentujących przyszłych zaborców...

Jednak prawdziwe problemy zaczęły się już po trzecim rozbiorze Polski. W rozpadającej się dla wielu Polaków rzeczywistości obalony król przede wszystkim zamartwiał się, czy oby na pewno zaborcy pokryją jego zobowiązania majątkowe. Osiągnęły one bowiem astronomiczną wysokość 40 milionów złotych polskich. Niech wystarczy to, że za takie pieniądze Rzeczpospolita mogłaby spokojnie utrzymywać 120-tysięczną armię przez caluteńki rok. W czasie wojny w obronie Konstytucji 3 maja połączone siły Rosjan i Targowiczan wynosiły niecałe 98 tysięcy żołnierzy! To właśnie obietnica spłacenia długów spowodowała, że król dobrowolnie, na piśmie, zrzekł się polskiej korony. 


Elżbieta Grabowska (ur. 1748, zm. 1810)
królewska metresa niemal do końca życia
Poniatowskiego znajdowała się na jego liście płac
Jak w ogóle mogło do tego dojść? Według Jana Wróbla król nawet niespecjalnie przepadał za alkoholem, nie palił, a imprezy w typowo szlacheckim (magnackim) stylu go nudziły – nie lubił bowiem również obżarstwa. Nie chodziło także o hazard. Fortunę pochłaniało przede wszystkim utrzymanie rodziny Poniatowskiego – nigdy nie był w stanie odmówić czegokolwiek najbliższym, a w sprawie utrzymania jedności dóbr swojej drogiej krewnej (już po rozbiorach) napisał nawet do carycy, prosząc o jej wsparcie na wiedeńskim dworze. Zakończył go słowami: „Bez Katarzyny II wszystko nie poszłoby tak dobrze”. Sporo pochłaniało także opłacanie szantażystów-awanturników, takich jak Genueńczyk pan Bollo czy Amerykanin Littlepage (nazywanych kondotierami dyplomacji). Wpierw pozyskali od łatwowiernego króla cenne sekrety, a następnie grozili ich ujawnieniem. 


książę Aleksander Bezborodko (ur. 1747, zm. 1799)
tak jak Poniatowski był faworytem cara Pawła
Jednak przede wszystkim zamiłowanie eks-króla do pięknych ubrań, dzieł sztuki i bibelotów prowadziło go nieuchronnie do bankructwa. Już będąc w Petersburgu bywał po galeriach i antykwariatach skupując co piękniejsze okazy – a jego skarbnicy załatwiający jeszcze interesy w Warszawie tylko załamywali ręce. Sprawa była na tyle fatalna, że Meisner i Kicki postanowili zatrudnić petersburskiego bankiera, by ten tylko czuwał na miejscu nad wydatkami Poniatowskiego. Stanisław August zaś zakupione dzieła chętnie rozdawał – zaprzyjaźnionej arystokracji (kanclerz Bezborodko otrzymał „Apostołów Piotra i Pawła” Rubensa), lub nawet carowi Pawłowi. Za sprawą biuletynów informacje o życiu raczej cudzoziemskiego konesera-bogacza, niźli obalonego króla Polski dotarły do opinii publicznej i wzbudziły ogólny niesmak. Dowiedziano się choćby, że król wzdychał do zbiorów generalnego prokuratora Imperium Samojłowa, który przecież prowadził śledztwo przeciw uczestnikom insurekcji kościuszkowskiej.

Skąd brał na to wszystko pieniądze? Utrzymanie:

  • rodziny, której członkowie otrzymywali po kilkaset dukatów rocznie,
  • pałacu marmurowego w Petersburgu (gdzie rezydował i wyprawiał przyjęcia na cześć cara), 
  •  najlepszego w Petersburgu lekarza dr Boecklera,
  • wybitnego włoskiego dentysty,
  • kuchmistrza Tremo

Pałac Marmurowy, który Poniatowski otrzymał od cara Pawła
został wzniesiony przez hrabiego Orłowa, faworyta Katarzyny II
kosztowało bez wątpienia krocie. Podobnie jak sprowadzanie wody do picia z Bristolu oraz mąki z Warszawy (!). Poniatowski miał otrzymywać od zaborców nie tylko spłacenie swoich długów, ale też łączną pensję w wysokości 200 tysięcy – jednak z realizacją było już o wiele gorzej. Odkąd rozdrapano Rzeczpospolitą Austriacy przestali w ogóle przejmować się dopełnieniem tej należności, zaś Prusacy wypłacali ją z ciągłymi opóźnieniami. Jedynie Rosjanie, poruczeni przez przychylnego Stanisławowi Augustowi cara Pawła płacili jak należy. Na ile to jednak starczało? W styczniu 1795 Poniatowski otrzymał pensję w wysokości 50 tysięcy, pieniądze skończyły się jednak już w sierpniu (a miały starczyć na cały rok!). Męczony przez swoich bankierów eks-król odmawiał jednak konsekwentnie wykreślenia kogokolwiek ze swojej długiej listy płac. 

Castrum doloris (ozdobny katafalk) Stanisława Augusta,
grafika ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie
Do końca życia Stanisław August Poniatowski próbował wywalczyć u zaborców uznanie dla posiadłości swojej rodziny, a także zakup własnych nieruchomości w Warszawie (m.in. Łazienek) przez króla Prus. Jednak raporty jego bankierów, kierujących negocjacjami nie napawały optymizmem. Ciągły stres z powodu zobowiązań niszczył zdrowie eks-króla, który jednak nie zdołał się niczego nauczyć z zaistniałej sytuacji i ciągle żył „na krechę”. Człowiek, który w młodości powiedział, że „punktem honoru każdego człowieka winno być uiszczanie swych osobistych zobowiązań” nie potrafił dorównywać swoim życiem tej maksymie. Zmarł 12 lutego 1798 roku w Petersburgu, nie pozostawiając po sobie testamentu – jakże niewygodnego dla potencjalnych sukcesorów. Nie był to brak woli ku stworzeniu dziedzictwa, lecz oszczędzenie problemów rodzinie. Część długów i tak zmuszony był przejąć książę Józef Poniatowski, by „uratować pamięć śp. Stanisława Augusta od sromoty bankructwa”. Stryj niewiele mu jednak pomógł – w szufladzie jego biurka znaleziono jedynie 123 dukaty i 55 rubli.

Bibliografia

  • Jerzy Łojek, Stanisław August Poniatowski i jego czasy, 1998
  • Jan Wróbel, Polak, Rusek i Niemiec, czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom, Kraków 2015
  • Krystyna Zienkowska, Stanisław August Poniatowski, 1998
  • Maria Żywirska, Ostatnie lata życia króla Stanisława Augusta, Warszawa 1975